Porozmawiajmy o rodzinie. Jim Jarmusch w „Father Mother Sister Brother” w trzech filmowych nowelach przygląda się najbardziej podstawowym relacjom społecznym. Wnioski nie napawają optymizmem – jego bohaterów łączą więzy krwi i niewiele poza tym. Sztuka dialogu okazuje się niezwykle trudna, gdy padają słowa, ale emocje pozostają gdzieś głęboko zakopane.
Father Mother Sister Brother: Sztuka rozmawiania
„Spooky” Dusty Springfield wprowadza nas w nastrój filmowej opowieści. To świetny początek, ponieważ nieco surowe i oschłe historie Jarmuscha wywołują gęsią skórkę. To wyważone rodzinne opowieści, w których pozornie niewiele się dzieje, ale między słowami ukrywają się skrajne emocje. Jarmusch mówi o strachu, szacunku, opiekuńczości, tęsknocie i miłości. Przygląda się rodzinie, punktując powierzchowność tych najważniejszych więzi.

Rodzeństwo (Adam Driver, Mayim Bialik) odwiedza samotnego ojca (Tom Waits). Z troską patrzą na jego życie, w pełnej niezręczności próbują okazać swoje uczucia. I choć naprawdę chcą dla niego jak najlepiej, całe spotkanie upływa pod znakiem dziwacznych wymian zdań, półsłówek i tajemnic. Podobnie jest z siostrami (Cate Blanchett, Vicky Krieps), które raz do roku spotykają się z matką (Charlotte Rampling) na sztywnym podwieczorku. Wszystkie trzy zakładają wtedy maski, udając kogoś, kim tak naprawdę nie są. W finale bliźniaki (Mayim Bialik, Luka Sabbat) spotykają się w paryskim mieszkaniu rodziców, by po ich nagłej śmierci uprzątnąć rzeczy i zamknąć pewien rozdział. Oni już nie porozmawiają z mamą i tatą.
Przeczytaj także: Jay Kelly
„Father Mother Sister Brother” pokazuje niezręczność wzajemnych relacji, bolesny dystans i chłód, który próbuje przykryć rzucone na prędce „kocham cię”. Bohaterowie ukrywają swoje prawdziwe „ja” przed najbliższymi, by nie zburzyć obrazu, który każdy z nich nosi w głowie. Choć Jarmusch przedstawia niezależne historie, spina je drobnymi nawiązaniami: Rolexem na nadgarstku, toastem wzniesionym bezalkoholowym napojem czy niezręcznymi wymianami zdań.
Jim Jarmusch pozostaje mistrzem celebracji nudy i powolnego „nic się nie dziania”. Urzeka banalną prostotą opowiadanych historii, które skrywają znacznie więcej pod powierzchnią. Prowokuje do refleksji nad własnymi relacjami, skupia się na detalach, które budują obraz całości. „Father Mother Sister Brother” nie jest kinem efekciarskim – zachwyca drobiazgami i niepodrabialnym poczuciem humoru.