Ekipa Thunderbolts* pojawia się w świecie Marvela niczym odświeżająca burza. Po dusznym dniu i otumiającej aurze nadchodzi powiew rześkiego powietrza. Jake Schreier zaprasza na grupową terapię, w której autoanaliza powielanych schematów wznosi całą opowieść na wyższy poziom rozumienia. Twórcy wiedzą, co przestało się sprawdzać. Zdają sobie sprawę, w jakie pułapki wpadła rozrywkowa machina, leniwie odcinając kupony od pierwotnych sukcesów. Nadszedł czas na nowe otwarcie.

Thunderbolts*: Złoczyńcy na zakręcie
Film rozpoczyna się od monologu Yeleny Belovej (Florence Pugh), która stojąc na krawędzi wieżowca, rozprawia się z własnymi oczekiwaniami i frustracjami. To bohaterka wypalona, zamknięta w rutynie, która jest zmęczona światem, w którym przyszło jej żyć (mówi nie tylko o sobie, ale może i o samym Marvelu?). W jednej chwili podejmuje decyzję i rzuca się w przepaść. Chwilowa adrenalina nie przyniesie ukojenia. Lekiem okaże się spotkanie z grupą superbohaterów, którzy również zmagają się z poczuciem pustki, samotnością i brakiem celu. Schreier pod przykryciem kina rozrywkowego wyrusza w rejony poważnych tematów zdrowia psychicznego.
Przewodnikiem po świecie Thunderbolts* stanie się drużyna powstała z przypadku. Superbohaterowie na usługach Valentiny Allegry de Fontaine (Julia Louis-Dreyfus), polityczki, ale i bizneswoman odpowiedzialnej za tajemny projekt naukowy, znajdują się w potrzasku. Wszyscy na zakręcia życia z przekonaniem, że za rogiem nie czeka już nic nowego odkrywają, że mogą mieć wspólny cel – pokonanie zła, które przyjmie dość nieoczywistą formę. Bowiem złoczyńca w czarnej pelerynie to personifikacja depresji.
Przeczytaj także: G20
Trudno jednoznacznie oceniać antybohatera ze świata Thunderbolts*. Sentry (Lewis Pullman) jest wynikiem okrutnego eksperymentu, który miał stworzyć obrońcę Amerykanów i całego świata. Człowiek-narzędzie, który w niewłaściwych rękach może prowadzić do zakłady. Na szczęście ta postać nie jest pozbawiona podmiotowości, a człowiek, który staje się domem dla pozaziemskich umiejętności to najbardziej poruszającą i wzruszająca osoba w uniwersum. Bob to everyman, który po prostu chce być widziany i rozumiany. To bohater z traumami, nieszczęśliwym dzieciństwem i ciężarem samotności. Dlatego też udaje mu się zyskać uwagę i wsparcie ekipy, przeciwko której skierował swe moce. Są oni tak samo zagubieni jak on.
Thunderbolts* mają być odpowiedzią na tęsknotę za Avengers. Yelena, Zimowy Żołnierz (Sebastian Stan), Red Guardian (David Harbour), Duch (Hannah John-Kamen) i Kapitan Ameryka z przeceny (Wyatt Russell) tworzą zespół połamanych przez los osobowości. To drużyna pełna wyrzutów sumienia, zaprzepaszczonych szans i niewykorzystanych okazji. Przypadkowe spotkanie staje się dla nich drugą szansą, by zrobić coś ze swoim życiem. Schreier z pochłoniętych przez smutek postaci tworzy barwną ekipę. Pokazuje, że nawet jeśli wydaje się, że znajdujemy się na samym dnie, zawsze możemy się od niego odbić.

Przeczytaj także: Wspaniały świat
Choć nowa produkcja Marvela nie jest naszpikowana intensywnymi scenami walk, a wiele rozgrywa się w dialogach i przemyśleniach, całość potrafi robić wrażenie. Kulminacyjna walka rozgrywa się w głowie jednego z bohaterów, ale tak naprawdę każdy tutaj stawia czoła swoim demonom. Tylko w połączeniu sił mogą odnaleźć drogę do światła. Finałowe przytulenie i dodanie otuchy staje się czymś więcej niż tylko wygraną bitwą ze złym – to tak naprawdę pierwszy krok na drodze do zdrowienia. Bohaterowie w grupie odnajdują siłę, by zawalczyć o siebie.
Thunderbolts* to kino zabawy. Doskonały przykład eskapistycznej rozrywki. Cieszy więc fakt, że reżyser serialowej Awantury potrafi połączyć emocjonalny dotyk z efektownymi rozwiązaniami. Ten film staje się nowym otwarciem i wnosi powiew świeżości do nieco przykurzonego świata.
PS Jeśli nie jesteście na bieżąco ze wszystkimi produkcjami Marvela i obawiacie się, że nie będzie do końca nadążać za postaciami i ich pochodzeniem, uspokajam was – do dobrej zabawy nie jest potrzebna szczegółowa wiedza o całym uniwersum.

daję 8 łapek!