Łukasz Grzegorzek nie chce swoimi filmami wpisywać się w schematy. Tworzy kino autorskie, które zapada w pamięć. Tak samo jest z Trzema miłościami, czyli artystyczną rozprawą o uzależnieniu od drugiego człowieka, obsesji, przekraczaniu granic i eksplorowaniu swoich potrzeb. Produkcja nazywana przez twórców polskim thrillerem erotycznym z pewnością jest ewenementem na naszym rynku. Można się tylko zastanawiać, czy ten gatunkowy eksperyment się udał.

Trzy miłości: miłość w krzywym zwierciadle

Lena (Marta Nieradkiewicz) właśnie skończyła 40. lat. Ma za sobą nieudane małżeństwo, w miarę stabilną karierę zawodową (jest aktorką) i wielką potrzebę bycia najważniejszą, kochaną i docenianą. Kiedy na jej urodzinach pojawia się student Kundel (Mieszko Chomka), uwodzi go, kusi, by w końcu zakochać się w nim po uszy. Taki rozwój wypadku nie w smak jej byłemu mężowi. Jan (Marcin Czarnik) nie pogodził się w ich rozstaniem i obsesyjnie – z mieszkania naprzeciwko – podgląda byłą żonę. Gdyby jeszcze tego było mało, na jej telefonie zainstalował aplikację szpiegującą, dzięki której może ją słyszeć, widzieć i mieć dostęp do wiadomości. Control freak w najbardziej przerażającej formie.

Trzy miłości

Trzy miłości to opowieść o obsesji. Choć trójka naszych bohaterów pragnie bliskości, tak naprawdę desperacką są skupieni na sobie i swoich potrzebach. Do tego stopnia, że nieustannie przekraczają granice. Grzegorzek już nie raz pokazał, że jest dobry w portretowaniu ludzi, ich słabości i pragnień. Odważnie przygląda się swoim bohaterom, pokazując ich w intymnych momentach. Tworzy wysmakowane sceny erotyczne, które podlane są zwierzęcym magnetyzmem (świetne zdjęcia Weroniki Bilskiej), ale wpada w pułapkę gatunkowych zawiłości. Ten film wypada dobrze, gdy sam z siebie się śmieje. Traci wiele, gdy uderza w poważne tony. Pojawiają się sceny, które wywołują lekkie zażenowanie, niezamierzoną śmieszność i nieprzyjemne zaskoczenie. Brak mi poczucia, że Grzegorzek w pełni świadomie tworzy cringe’owe inscenizacje. Choć jest na granicy przegięcia i pastiszu, wciąż całość traktuje całkiem serio.

przeczytaj także: Wspaniały świat

Trudno jednoznacznie ocenić Trzy miłości – bywają przerażające w byciu na serio, ale też autoironiczne i zabawne. Czasami jednak zbyt bardzo na serio i bez oddechu. Bohaterowie Grzegorzka są zagubieni w rollercoasterze własnych emocji i dlatego podejmują absurdalne decyzje, bywają nieracjonalni, a czasami śmieszni. I choć zapętlają się w swoich pragnieniach, nigdy nie stają się groteskowi. 

Marta Nieradkiewicz kwitnie u Grzegorzka, czaruje w obiektywie Bilskiej, pokazując kobiecość, siłę i delikatność. Jej Lena przykuwa uwagę ekranowym byciem. W Janku Marcina Czarnika możemy znaleźć dużo smutku i nieprzepracowanej żałoby po utraconym związku. Chomka z młodzieńczą butą i nonszalancją kusi świeżością. Ten tercet sprawdza się na ekranie.

Jest w Trzech miłościach dużo luzu i zabawy. Choć zabrakło większego dystansu i zabawy formą. Wciśnięcie tego filmu w ramy erotycznego thrillera nie do końca mu służy. Co prawda erotyzm przepełnia ekran, ale nie czuć grozy i napięcia. Na szali znajduje się przyszłość trójki bohaterów, ale stawka w tej grze nie jest za wysoka. Nawet wymachiwanie bronią nie jest mnie w stanie przekonać, że sprawy w którymkolwiek momencie mogłyby przybrać dramatyczny kierunek. Taka to opowieść o trzech miłościach.

daję 5 łapek!

Related Posts

Czy można być ze soba tak blisko, ze bliżej się już nie da? Michael Shanks w body horrorze...

Łatwo popadać w schematy i stereotypy. Potrafimy złościć się na najbliższe osoby za to, jakimi są....

Nowe odczytanie “Kopciuszka” z perspektywy przyrodniej siostry to jazda bez trzymanki. Body horror...

Leave a Reply