– daję 5 łapek!

Legenda Króla Artura wywołuje dreszcz emocji. Okrągły stół, rycerze, honorowe zachowania i wielkie krwawe walki. Guy Ritchie ma wyczucie do kostiumu, opowiadania z rozmachem i robienia intrygującego kina akcji. Król Artur: Legenda miecza wykorzystuje wszystkie reżyserskie atuty, ale finalnych wybuch fantastyki zanurzonej w CGI odziera film z mistycyzmu i magicznej atmosfery. Anglia przestaje być osnuta mgłą tajemnicy, a tonie w mroku żądzy władzy i nieczystych sił. Przypomina grę komputerową, w której najważniejsze jest zabicie przeciwnika.

Król Artur: Legenda miecza

Król Artur: Legenda miecza

Król Artur: Legenda miecza – chaos niekontrolowany

Vortigern (Jude Law), brat króla, jest w stanie poświęcić wiele, aby na jego głowie znalazła się korona. Zemsta, walka i bratobójczy czyn wynoszą go na tron. Jednak gdzieś w rynsztokach Londonium dorasta prawowity władca. Artur (Charlie Hunnman) ćwiczy się w sztukach walki i wraz ze swoją ferajną walczy o przetrwanie. Ma niewyparzony język, sporą siłę, tupet i odwagę. Męski mężczyzna, który zawalczy o swoje. Kiedy dostaje w swoje ręce miecz Excalibrum, dopada go przeszłość i przeznaczenie, które trzeba wypełnić – musi pomścić swego ojca i odzyskać tron. Wraz z Ginewrą i swoimi „rycerzami” zaszywa się w lesie, gdzie opracowuje plan rewolucji, która obali jego wuja.

Guy Ritchie ponownie pokazuje, że jak mało kto potrafi panować nad dynamicznym montażem i wartkim dialogiem. W krótkich acz niezwykle rozbudowanych sekwencjach opowiadania małe historie, które doskonale rozkładają się na fabularnej osi. Z pełnią humoru podchodzi do swoich bohaterów, ale przez nagromadzenie wydarzeń i akcji tracą oni wiarygodność w przemianach. Artur jest ulicznym łobuzem, któremu daleko do prawego i sprawiedliwego króla. Jego poczucie sprawiedliwości wydaje się zupełnie naciągane, a odkrywanie przeszłości zbyt szybko zrzuca go na ideologiczne tory prowadzenia rewolucji. Król Artur ocieka w nadmiar wątków i wydarzeń, które z powodzeniem wystarczyłyby na kilka filmowych opowieści, przez co mamy poczucie chaosu.

Król Artur: Legenda miecza

Król Artur: Legenda miecza

I choć całość nie przynosi satysfakcji, poszczególne elementy zasługują na pochwałę. Już od samego początku muzyka Daniela Pembertona przyprawia o dreszcze emocji. Połączenie ludowych, celtyckich dźwięków z rockowym brzmieniem dodaje filmowi pazura i bardzo silnie rezonuje ze współczesnością. Jude Law, po fenomenalnej roli w Młodym papieżu, pokazuje, że nie jest uroczym blondynem z ciepłym uśmiechem. Odkrywa mroczne strony swej natury i potrafi zmrozić spojrzeniem pełnym mroku i nienawiści. Charlie Hunnman nie wygląda jak dostojny władca, ale całkiem sprawnie włada mieczem i zachwyca lekkością podawania ciętych ripost.

Król Artur: Legenda miecza

Król Artur: Legenda miecza

Król Artur: Legenda miecza jest klimatyczną opowieścią w rękach mistrza gatunku kina akcji. Nie nudzi, intryguje i wciąga, choć finalnie nie przynosi spełniania, pozostawiając niesmak po przesadnym wykorzystaniu CGI. O ile w początkowych sekwencjach olbrzymie słonie dodawały opowieści fantasty tego niezbędnego klimatu, ostatecznie przygniotły tajemniczość angielskich plenerów. Ritchie chciał opowiedzieć zbyt wiele, przez co król Artur zniknął w masie ozdobników.

Related Posts

Po festiwalu w Toronto Przysięga Ireny zbierała dobre recenzje. Niestety nie będę podzielać tego...

Amy Winehouse była artystką, która potrafiła wejść głęboko w serce. Jej muzyka była pełna emocji,...

Alex Garland zabiera nas w centrum wojennego piekła niczym na rodzinną przejażdżkę na piknik....

Leave a Reply