-daję 2 łapki!

Pierwszy polski film erotyczny właśnie trafia na nasze ekrany. Wokół tego tytułu jest głośno od kilku tygodni. Atmosferę głównie podgrzewa obecność w obsadzie przystojnego włoskiego aktora Michele Morrone. Czy 365 dni to tylko piękne widoczki, a może kryje się za nimi coś więcej?

365 dni
Przeczytaj także: Jestem taka piękna!

Powieść Blanki Lipińskiej jest idealnym przeniesieniem na rodzimy grunt międzynarodowej fascynacji 50 twarzami Greya. Erotyczna opowieść o dziewczynie porwanej przez włoskiego mafioso miała rozpalać zmysły, ale też przenosić punkt widzenia w seksualnych wyobrażeniach na ten kobiecy. Tymczasem zarówno książka, jak i film utrwalają mit księżniczki i rycerza na białym koniu, choć w tym wypadku nieokrzesanego barbarzyńcy, który bierze siłą to, co do niego należy.

Fabuła jest prosta. Laura (Anna Maria Sieklucka) jest silna i zdecydowana, choć od lat tkwi w martwym związku. Massimo (Michele Morrone) to członek mafijnej rodziny, który pewnego dnia ledwo uchodzi z życiem. To właśnie wtedy oczyma wyobraźni widzi Laurę. Zakochuje się i postanawia odnaleźć dziewczynę. Zrządzenie losu chce, że kilka lat później wybiera się ona na wakacje do Włoch. Zostaje przez niego porwana i dostaje 365 dni, by się w nim zakochać. Prosta sprawa, kiedy mężczyzna jest przystojny, wysportowany, a do tego bogaty. 

365 dni
Przeczytaj także: Mayday

Nie spodziewajcie się po 365 dni intelektualnej wycieczki. To kino, które ma być miłe i przyjemne. Takie do bezkarnego popatrzenia na piękne ciała i ładne widoki. W samym obrazu wszystko prezentuje się nie najgorzej. I wtedy bohaterowie zaczynają mówić, komunikować się ze sobą i wyrażać opinie. Dialogi ranią uszy, logika idzie w odstawkę, a absurd goni absurd. Zagubiona dziewczynka wzięta siłą zakochuje się, kiedy on zabierze ją na drogie zakupy i obieca, że nie tknie jej bez pozwolenia. Prawdziwy amant współczesnych czasów.

365 dni rozpoczynają serię z Massimo i Laurą. Możemy się spodziewać kontynuacji tej romantycznej przygody. I choć ten film jest idealnym przykładem rozrywki skrojonej pod masowe gusta, wciąż pozostawała nadzieja, że wyniesie się ponad banały i klisze. Nasza filmowa para wypada lepiej niż Anastasia i Christian Grey, co jest zdecydowanym plusem produkcji. Sceny erotyczne wyglądają ładnie i wiarygodnie – w końcu to na nie wszyscy czekają z utęsknieniem przez pierwszą godzinę seansu. Coś jednak idzie nie tak – dłużyzny odbierają energii, naiwne rozwiązania przyprawiają o ból głowy, a łamana angielszczyzna przyprawia o mdłości. 

365 dni
Przeczytaj także: Gorący temat

Barbara Białowąs, po 8 latach od Big Love, ponownie opowiada o miłości, pożądaniu i bólu. Czy to jej wielki powrót na reżyserskie krzesło? Jest lepiej niż poprzednio, ale 365 dni to tylko piękna wydmuszka, o której dość szybko chce się zapomnieć. Aktorzy dwoją się i troją, by uratować ten banalny materiał wyjściowy, ale ich postaci to papierowe figury, które zostały tylko napisane dla upojnych scen seksu. Ładnie acz pusto i smutno.  

About the Author
Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply