– daję 6 łapek!

Film trudny w odbiorze, ale będący istotną lekcją.

Kadr z filmu „Ana, mon amour”.

Rumuński reżyser stosuje narrację nielinearną. Bawi się opowieścią, ukazując poszczególne jej fragmenty wyrwane z przeróżnych okresów. Sposób przedstawienia mozaiki pozbawiony jest sensownego klucza, ale całość pozostaje zrozumiała i przejrzysta dla widza. Zabieg zaburzenia chronologii wydarzeń prowokuje do myślenia i pozwala na samodzielne poczynienie pewnych uwag, nim jeszcze twórcy wyłożą widzowi rozwiązanie na talerz – oraz na późniejsze porównanie ich z zastaną filmową rzeczywistością.





Już od pierwszych scen wkraczamy w intymność Any (Diana Cavallioti) i Tomy (Mircea Postelnicu). Widzimy ich w przeróżnych sytuacjach – na uczelni, na koncercie, kiedy sikają czy uprawiają seks.

Także na początku już otacza nas drażliwy nastrój niepokoju. Moja towarzyszka podczas seansu wyszeptała szybko: „Boję się o niego…”. Rzeczywiście – Ana wydaje się impulsywna i nieprzewidywalna, może nawet niezrównoważona. Długo towarzyszyła nam irracjonalna obawa o Tomę, który zdawał się nie widzieć zagrożenia ze strony swojej ukochanej. Im dalej w las, tym jaśniejsze stawało się, że to nie on – a przynajmniej nie tylko on – jest tu ofiarą.

Kadr z filmu „Ana, mon amour”.

Ana i Toma poznają się na studiach. Zakochują się w sobie i postanawiają związać wbrew przestrogom rodziców. Toma jest dla dziewczyny dużym wsparciem. Ana cierpi na nagłe napady lękowe i – by się z nimi uporać – rozpoczyna terapię. Jednocześnie cały film opowiadany jest z perspektywy kozetki w gabinecie lekarza, ale rolę narratora przejmuje Toma.





„Ana, mon amour” może wydawać się obrazem prostym, a przez swój naturalizm i wulgarność nawet prostackim. Nie stroni się tu od nagości czy fekaliów. W rzeczywistości stanowi jednak wielowarstwowe studium psychologiczne.

Można rozczulać się nad widokiem godnego do poświęceń Tomy, kiedy oporządza nieprzytomną Anę, będącą w opłakanym stanie – a po chwili czuć do niego wstręt, nazywać tyranem i współczuć skrępowanej męską frustracją Anie. Do którego momentu Toma pomagał partnerce w chorobie, a kiedy zaczął pieczołowicie pielęgnować jej słabość?

Kadr z filmu „Ana, mon amour”.

Gdzie jest granica pomiędzy przywiązaniem lub poczuciem odpowiedzialności a miłością? Na ile jednostka powinna być samodzielna? Jaki stopień zależności od drugiego człowieka sprawia, że traci ona wolność?

Czy to właśnie to, z kim jesteśmy, definiuje nasze jestestwo? Szczęście można odnaleźć jedynie przy drugiej osobie czy w samym sobie? Nie sposób zbudować zdrowej i trwałej relacji z innym człowiekiem, dopóki nie zazna się spokoju wewnętrznego?


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Body horror, film kryminalny, thriller i komedia romantyczna mieszczą się w tej opowieści o dwóch...

Leave a Reply