Gangsterskie kino bez wymuszonych efektów specjalnych. Fabularna zagwozdka, w której zadziwia absurdalność prezentowanej rzeczywistości, jest ekranizacją losów Barry’ego Seala – amerykańskiego pilota pracującego dla kartelu Medeline, CIA i rządu USA. Doug Liman stworzył wyważoną opowieść o sile pragmatyzmu i umiejętności odnajdywania się w każdej sytuacji. Barry Seal: Król przemytu skupia się na postaci, ma dobrą narracyjną konstrukcję i niezwykle sprawnie rozpisaną akcję, która nie ocieka efekciarskimi dialogami i rozbuchanymi osobowościami.
Barry Seal: Król przemytu – efektowny podniebny handel
Film o królu przekrętów, miłośniku samolotów i wielkich pieniędzy z łatwością mógł stać się Wilkiem z Wall Street w przestworzach. Liman nie podążył jednak śladami Martina Scorsese i stworzył niezwykle wyważoną opowieść o podwójnej moralności. Barry Seal (Tom Cruise) jest doskonałym pilotem, pasażerskie loty pozbawione adrenaliny niesłuchanie go nudzą, dlatego z radością (choć sprawnie skrywaną) przyjmuje propozycję CIA, by dostarczać materiałów fotograficznych z lotów nad Kolumbią oraz transportować broń potrzebną wojsku w Nikaragui. Ryzykowne zadanie przynosi mu ogromną frajdę, ale wciąż wiele brakuje do finansowej stabilności. Kiedy jego liczne międzynarodowe podróże znajdują się na radarze samego Pablo Escobara, otrzymuje propozycję nie do odrzucenia. Wkrótce zaczyna mu brakować miejsca, gdzie mógłby schować gotówkę, a jego jednoosobowa firma coraz bardziej się rozrasta. Niebo nad Amerykami staje się niezwykle ruchliwą autostradą.
Barry Seal: Król przemytu wydaje się wymyśloną na potrzeby Hollywood bajką, ale brak w nim efekciarskich zagrywek i kipiącego humoru. Liam – choć nie boi się ironii – skupia się na głównym bohaterze. Oddany mąż i ojciec balansuje na granicy ryzyka, wiedzie podwójne życia, a wszelkie tajemnice głęboko skrywa w swojej pamięci. Pracy nie przynosi do domu. Wydaje się niezwykle opanowany i stonowany, a jego postawa napawa niedowierzaniem. Tom Cruise tworzy jedną z lepszych ról. Kiedy od kilku lat biegał po dachach, balansował na krawędzi życia i śmierci, popisując się swoją fizyczną sprawnością, w końcu dostał interesujący materiał, który pozwolił mu na zbudowanie intrygującej postaci. Nie wpada w skrajności, choć z łatwością mógłby dodać Sealowi psychotycznych predyspozycji i emocjonalnej ułomności. Jego bohater to zwyczajny facet, który załatwia interesy z tymi, którzy składają mu lepszą ofertę.
Barry Seal: Król przemytu to inteligentna walka o przetrwanie w czasach zimnej wojny i bossów narkotykowych. Wyważona opowieść o balansowaniu na granicy ryzyka, ale bez wystrzałów, zapierających dech w piersiach pościgów czy powietrznych ewolucji. Liam stworzył kipiący testosteronem męski świat, w którym interesy – nawet jeśli niebezpieczne – są częścią banalnej codzienności. Barry Seal zachwyca sprytem i pragmatyzmem i taki jest też film o nim: sprytny, stonowany i bez efekciarskiego nadęcia.