Black Adam jest jednym z najbardziej oczekiwanych filmów końcówki roku. Kino superbohaterskie wciąż ma się dobrze i święci triumfy, a Dwayne Johnson od kilku lat odcina kupony od swojego statusu gwiazdy Hollywood. Aktor wymarzył sobie tę film i rolę. Pytanie, czy sprostał oczekiwaniom. W końcu nie wystarczy zapełnić dwie godziny efektami specjalnymi, by wszyscy byli usatysfakcjonowani.

Jaume Collet-Serra dobrze radzi sobie w kinie akcji, umiejętnie chwyta momenty zabawne i potrafi tworzyć rozbuchane widowiska. O ile Black Adam niesie w sobie potencjał na świetne inscenizacje, gubi się w zgranych kliszach i znanych schematach. Reżyserowi nie udaje się wyjść poza utrwalone konstrukcje, a banalny scenariusz przedstawia przewidywalną historię antybohatera, który zyskuje szansę, by wykuć swe mięśnie w spiżu i stać się prawdziwym herosem na miarę naszych czasów. Teth Adam (tak nazywa się bohater przez większą część filmu) jest zawieszony między dwoma rzeczywistościami. Wybudzony z długiego snu wciąż wraca wspomnieniami do starożytności, kiedy lud Kahndaq znajdował się pod jarzmem króla, a on sam zyskał moce pozwalające mu stanąć do walki. Pięć tysięcy lat później sytuacja jest nieco inna, ale mieszkańcy nadal znajdują się pod okupacją i jak poprzednio potrzebują swojego bohatera. To szansa dla Teth Adama, by pokazać swoją siłę, ale też od nowa zbudować legendę. Niestety nie wszyscy widzą w nim dobry charakter, a Stowarzyszenie Sprawiedliwości dostrzega zagrożenie, któremu należy zapobiec. 

Przeczytaj także: Nie martw się, kochanie

Oś fabuły jest banalnie prosta: droga antybohatera do bohatera. Co prawda gdzieś na peryferiach pojawiają się wątki niepodległościowe, widzimy zalążki rewolucji, a historia zatacza szerokie kręgi. Niestety nikt nie znajduje czasu, by trochę bardziej pochylić się nad tymi motywami. W Black Adam przede wszystkim liczy się akcja i efekty specjalne. Trzeba przyznać, że na ekranie dużo się dzieje, choć można odnieść wrażenie, że całość jest zwyczajną powtórką z rozrywki. Choć sceny walki bywają pomysłowe, ich nadmiar zaczyna nużyć. Film zaczyna się dłużyć, a dwie godziny dają wrażenie nieskończoności. Nie można jednak przekreślać całkowicie tej produkcji – Black Adam to zrealizowane z rozmachem kino rozrywkowe, w którym Dwayne Johnson robi dokładnie to, czego można się po nim spodziewać – pręży muskuły, wygłasza górnolotne frazy i uwodzi swoim urokiem. 

Black Adam wprowadza nowego bohatera do uniwersum DC. Collet-Serra dał mu solidne podstawy, pokazał jego umiejętności i fizyczną sprawność. Momentami udało się też przemycić nieco humoru, który w tym dusznym i mrocznym świecie może dawać nieco światła, choć nie wszystkie żarty dobrze trafiają w puentę. Ten film jest mieszanką wybuchową bohaterów i efektów specjalnych, które potrafią doskonale bawić. Niestety, po wielu superbohaterskich produkcjach, widowisko napakowane akcją nie wystarcza do pełnych zachwytów. Herosi potrzebują już czegoś więcej.

daję 5 łapek!

About the Author
Related Posts

Po festiwalu w Toronto Przysięga Ireny zbierała dobre recenzje. Niestety nie będę podzielać tego...

Amy Winehouse była artystką, która potrafiła wejść głęboko w serce. Jej muzyka była pełna emocji,...

Alex Garland zabiera nas w centrum wojennego piekła niczym na rodzinną przejażdżkę na piknik....

Leave a Reply