– daję 5 łapek!

Queen stworzył niesamowite utwory, które są rozpoznawalne na całym świecie. Eksperymentalne i świeże, pełne energii i pasji rozpalały publiczność na wielkich koncertach. Freddie Mercury był niebywałą osobowością, która nosiła w sobie talent i wielką tajemnicę. Wydawało się, że historia w iście hollywoodzkim stylu – od zera do milionera – będzie pełna emocji i intrygujących ludzkich interakcji. Tymczasem Bohemian Rhapsody nie może mierzyć się z fenomenem, który chce przedstawić. Jest poprawne, momentami nudne, a co najgorsze bez werwy i pazura.

Bohemian Rhapsody

Bohemian Rhapsody

Bryan Singer nie potrafi unieść tematu. Zapuszcza się w meandry życia osobistego Freddiego (Rami Malek), ale wszystko jest jakieś powierzchowne i bez refleksji. Wokalistę poznajemy w momencie, kiedy pracuje na lotnisku i przerzuca bagaże. Pewnego dnia idzie do pubu, gdzie swój koncert gra zespół rockowy. Sfrustrowani studenci właśnie tracą wokalistę, a zaradny i pewny siebie Freddie natychmiast wchodzi w ich szeregi. Staje się liderem, marzy o wielkiej karierze i zamierza sukcesywnie realizować swój plan podbicia światowych scen. Sukces przychodzi szybko, płyty powstają w momentach natchnienia wśród artystycznej atmosfery i kreatywnych kłótni członków zespołu. Gdzieś w tle rozgrywa się romans Freddiego z Mary (Lucy Boynton), która do końca życia wokalisty była przy nim obecna. Patrzymy na jego wzloty i upadki, a do tego tupiemy nogą w rytm największych przebojów Queen.



Wśród muzycznej otoczki, Singer próbuje przemycić nieco przemyśleń na temat trudów sławy – jedna scena na konferencji prasowej, gdzie dziennikarze atakują Mercury’ego setkami pytań o życie prywatne i jego seksualność – i samotności wokalisty wśród tłumów. Wplecione zostają trudne relacje z ojcem i moralny upadek po opuszczeniu zespołu dla solowej kariery, a także problemy z odkrywaniem swojej seksualności. Bohemian Rhapsody to szybka przebieżka po najważniejszych momentach życia wokalisty i zespołu, którą wypełnia szereg jednowymiarowych postaci. O ile pierwsza część filmu wypełniona jest soczystymi dialogami, druga rozpada się na kawałki. Schematyczne obrazki odmalowują upadek artysty, a jednostronne przestawienie powodu rozpadu Queen wybitnie podkreśla wpływ gitarzysty Briana Maya i perkusisty Rogera Taylora na produkcję.

Bohemian Rhapsody

Bohemian Rhapsody

Sam film zyskuje głównie dzięki Rami Malekowi, który dźwiga nieudolny scenariusz na swych plecach. Staje się wokalistą, przyciąga manieryzmami, ale nie przerysowuje gestów i zachowań. Jest perfekcyjnie skupiony i potrafi wygrać niuanse niewinnych spojrzeń i zagubienia. Jednak w pamięci pozostanie ostatnie piętnaście minut filmu, gdzie perfekcyjnie zostaje odtworzony koncert Live Aid. Wydaje się, że prawdziwy Freddie Mercury pojawia się na scenie i kreuje niebywałe show.

Bohemian Rhapsody przyciąga muzyką Queen. Zabiera w sentymentalną podróż przy dźwiękach Radio Gaga, We Will Rock You czy Don’t Stop Me Now. Niestety Singer tworzy poprawny i banalny film, w którym chce upchnąć całe życie wokalisty. Po seansie zostanie z nami tylko muzyka, a ona istniała i będzie istnieć niezależnie od kina.

 

 

Related Posts

Po festiwalu w Toronto Przysięga Ireny zbierała dobre recenzje. Niestety nie będę podzielać tego...

Amy Winehouse była artystką, która potrafiła wejść głęboko w serce. Jej muzyka była pełna emocji,...

Alex Garland zabiera nas w centrum wojennego piekła niczym na rodzinną przejażdżkę na piknik....

Leave a Reply