– daję 8 łapek!

Kinowa apoteoza siły i woli walki ponownie powraca na duże ekrany. Creed II mógł wydawać się odgrzewanym kotletem, produkcją stworzoną na siłę, odgrywającą znaną melodię na strunach nostalgii. Tymczasem Steven Caple Jr. – choć nie jest wyjątkowo sprawnym reżyserem i daleko mu do brawury – potrafi stworzyć zajmującą i przejmującą opowieść o męskim kryzysie i mierzeniu się z przeszłością ojców.

Creed II

Creed II


Walka z przeszłością


Adonis Creed (Michael B. Jordan) zdobył sportowy szczyt i nie zamierza zbyt łatwo go opuścić. W jego ręce trafia mistrzowski pas i cała gama bolączek i presji. Oczekiwania otoczenia nie pozwalają mu spocząć na laurach. Legenda własnego ojca nieco mniej ciąży mu na barkach, chociaż na horyzoncie pojawia się najważniejszy przeciwnik – Victor Drago (Florian Munteanu). Syn Ivana, z którym przed laty walczył Apollo jest napędzany chęcią wyrównania ojcowskich porachunków. Sfrustrowany Ivan (Dolph Lundgren) wytrenował go na silnego i potężnego boksera. Dla nich stawką w walce nie są pieniądze czy sława, ale honor i odzyskanie uznania w ojczyźnie – Rosji.



Napięcie pełne oczekiwań można wyczuć niemal w całym Creed II. Patrzymy, jak Adonis zmaga się z presją po zdobyciu tytułu, jak próbuje się ustatkować i stworzyć rodzinę i przygotować się do walki z większy i pozornie silniejszym przeciwnikiem. We wszystkich zmaganiach towarzyszy mu narzeczona Bianca (Tessa Thompson) i wytrwały wujek i trener Rocky (Sylvester Stallone). I to właśnie ten aktorski trójkąt przyciąga uwagę, intryguje i zachwyca. Stallone pełen tików, pomruków i chrząknięć nadal znajduje się w centrum świata, a pozostali krążą wokół niego jako niezbędne planety. Hipnotyzuje skromnością, cichą obserwacją i niekłamaną pokorą.

Creed II

Creed II

Creed II to nie tylko zapierające dech w piersi walki, ale przede wszystkim portret człowieka, który nieustannie zmaga się z legendą ojca, stawia sobie coraz wyżej poprzeczkę, a przede wszystkim pragnie mieć spokojne życie u boku ukochanej. Caple Jr. stworzył film o niebywałej sile motywacyjnej. I choć patrzymy na pochwałę siłę, nie można uciec od zachwytów nad muskułami, ogromnym wysiłkiem i duchem walki. Sekwencje przygotowań do najważniejszego starcia Adonisa z Victorem zapadają w pamięci. Pustynny surowy krajobraz, niezliczona ilość ciosów, krew, pot i łzy… Upadki i heroiczne podnoszenie się. To wszystko może wydawać się przerysowane, zrobione pod publiczkę, ale prawdziwie działa. O to właśnie chodzi w kinie.

Pomimo tego że finalne starcie momentami nie ma realizacyjnej werwy, całość sprawdza się jako filmowe widowisko. Michael B. Jordan wymierza celne ciosy i wzrusza jako nieco zagubiony ojciec, a Tessa Thompson hipnotyzuje spokojem i siłą. To sportowa baśń, w która chce się wierzyć.



 

Za seans dziękuję

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply