– daję 7 łapek!

Poprzedni pełen metraż belgijskiego reżysera to „Dzień, w którym Bóg odszedł” o rzezi w Rwandzie w 1994 roku. Po latach Philippe Van Leeuw ponownie podejmuje trudny temat sytuacji cywili podczas konfliktów zbrojnych. Subtelność pośród brutalności i realizm, o które dba – zatrważają, ale jednocześnie są największymi plusami produkcji.

Kadr z filmu „W czterech ścianach życia”.





Damaszek, Syria. Teraz. Dzień jak co dzień.

Choć sytuacja, w której znajdują się bohaterowie jest skrajnie ekstremalna i trudno uwierzyć, że człowiek może być na siłach prowadzić takie życie – nie jest to stan przejściowy. Od wielu miesięcy dzieci i dorośli, kobiety i mężczyźni, robotnicy budowlani i lekarze, sprzątacze i architekci – żyją w ten sposób.

Kadr z filmu „W czterech ścianach życia”.

Młode małżeństwo z maleńkim dzieckiem postanawia w końcu wyrwać się z tego koszmaru. Z rozmowy o poranku dowiadujemy się, że dzisiaj na dobre opuszczą mieszkanie, które stało się ich więzieniem.

Chwilę później mężczyzna leży nieruchomo na parkingu przed budynkiem. Świadkiem strzału oddanego przez snajpera jest pokojówka, która od razu relacjonuje zdarzenie swojej pracodawczyni. Oum zabrania Delhani pisnąć Halimie choćby słowo o śmierci jej męża. Atak histerii kobiety i próba dostania się do ciała w biały dzień, byłyby zbyt ryzykowne dla wszystkich mieszkańców. Choć Delhani trudno wykonać rozkaz swej pani, obie postanawiają czekać z przekazaniem informacji do zmierzchu.





Podczas półtoragodzinnego seansu obserwujemy jeden zwyczajny dzień z życia mieszkańców Damaszku. Pokojówka nerwowo kluczy między pomieszczeniami, które sprząta. Blondwłosa Halima zajmuje się dzieckiem. Uśmiech na jej twarzy pięknie komponuje się z promieniami słońca, przebijającymi przez szybę okna, przy którym stoi. Czeka na męża. Wyraz twarzy zatroskanej Oum przyprawia o dreszcze, ale kobieta powtarza hardo, że wszystko jest w porządku.

Tego dnia wszyscy narażeni są na skrajne emocje. Cios za ciosem. Uderzenie za uderzeniem – dosłownie i metaforycznie. Bomba, gwałt, śmierć.

Kadr z filmu „W czterech ścianach życia”.

Film ukazuje codzienność cywili podczas wojny. Kobiety, dzieci i starzec zamknięci w tytułowych czterech ścianach przeżywają koszmar. W obliczu spowszednienia uczucia strachu i stałego zagrożenia, nikt nie zachowuje się tak jak powinien. Bohaterom blisko do reifikacji, każdy dba przede wszystkim o własną skórę.

Niektóre zachowania przebiegają mechanicznie, zapomina się o emocjach. Od dzieci wymaga się, by były równie silne, co dorośli i nie ma się czasu na objęcie ich i pocieszenie dobrym słowem. Nastolatki muszą dorównywać siłą dorosłym kobietom, a chłopcy przedwcześnie mają być mężczyznami.

Kadr z filmu „W czterech ścianach życia”.

Nagrodzony na Berlinale obraz jest bardzo prawdziwy, niemalże jak dokument. Godzina za godziną, bez usilnego kreowania sztucznych i sensacyjnych zwrotów akcji. Owe zwroty akcji naturalnie tworzy brutalna rzeczywistość. I w każdej chwili śmierć zdaje się być okrutnie blisko.



Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Po festiwalu w Toronto Przysięga Ireny zbierała dobre recenzje. Niestety nie będę podzielać tego...

Amy Winehouse była artystką, która potrafiła wejść głęboko w serce. Jej muzyka była pełna emocji,...

Alex Garland zabiera nas w centrum wojennego piekła niczym na rodzinną przejażdżkę na piknik....

Leave a Reply