– daję 6 łapek

Kino zapowiadające się niepozornie, a ostatecznie ciepło chwytające za serce.

Kadr z filmu „Goodbye Berlin”.

Maik Klingenberg (Tristan Göbel) skrycie kocha się w koleżance z klasy. Tatjana (Aniya Wendel) jednak nie zwraca na niego uwagi. Nadzieja na złapanie z nią kontaktu pojawia się wraz z informacją o zbliżających się urodzinach dziewczyny. Podobno wszyscy mają zostać zaproszeni.

Maik rozpoczyna usilne rozmyślania nad pomysłem na prezent dla ukochanej. W końcu postanawia narysować jej portret, by zrozumiała, że mu na niej bardzo zależy.





Tymczasem, mimo że rok szkolny skończy się lada dzień, do klasy dołącza nowy uczeń. Andrej „Tschick” Tschichatschow (Anand Batbileg) pochodzi z Rosji, wygląda jak Azjata i określa siebie mianem żydowskiego Cygana. Ma dziwne uczesanie, jest niechlujnie ubrany i śmierdzi – jak to stwierdza w offowej narracji Maik – jak jego będąca alkoholiczką mama, kiedy ma gorszy dzień. Raz skacowany Czik nawet wymiotuje na ławkę kolegi.

Jakby udręk Maika nie było dość – oczywiście dziwny typ zajmuje w klasie miejsce obok zdegustowanego chłopaka. Rozpacz Maika sięga szczytu, kiedy Tatjana wręcza zaproszenia urodzinowe wszystkim oprócz „psycholowi i dziwakowi”.

Kadr z filmu „Goodbye Berlin”.

Wakacje przychodzi Maikowi spędzić samotnie w dużym luksusowym domu. Matka jedzie do kliniki odwykowej, ojciec ulatnia się z kochanką. Kiedy chłopca odwiedza zdziwaczały kolega, ten nie tak długo broni się przed kontaktem z nim. Maik i Czik radośnie spędzają razem czas przy konsolach, a w końcu ruszają na wycieczkę kradzioną niebieską Ładą.





Bardzo irytowała mnie gra aktorska głównych bohaterów, ale w pewnym momencie nie można było nie poczuć do nich czułości. Są na swój sposób uroczy w swej nieporadności, a przez toporność dialogów zaczyna przedzierać się autentyczność.

„Goodbye Berlin” to kino drogi – dosłownie i w przenośni. Chłopcy przemierzają różne zakątki Niemiec, a widz cieszy oko zapierającymi dech w piersiach krajobrazami. Dzieciaki podróżują także w głąb siebie. Szukają odpowiednich ścieżek. Poznając innych – odkrywają siebie samych.

Ekranizacja powieści Wolfganga Herrndorfa „Tschick”, to obraz o dojrzewaniu, problemach z poszukiwaniem własnej tożsamości – także seksualnej – patologiach społecznych, miłości, przyjaźni i odpowiedzialności. Warto go zobaczyć – na przemian uśmiechać się i popadać w zadumę.


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Przerażona dziewczyna biegnie przed siebie co sił w nogach. Walczy o przetrwanie. Dobiega do...

Po festiwalu w Toronto Przysięga Ireny zbierała dobre recenzje. Niestety nie będę podzielać tego...

Amy Winehouse była artystką, która potrafiła wejść głęboko w serce. Jej muzyka była pełna emocji,...

Leave a Reply