Zagrała o Łukasza Grzegorzka w Córce trenera i u Jagody Szelc w Monumencie. Właśnie kończy Szkołę Filmową w Łodzi i nabiera wiatru w żagle. Karolina Bruchnicka opowiedziała nam o doświadczeniach podczas pracy na planie i filmowych fascynacjach.

Małgorzata Czop: Co sprawiło, że wzięłaś udział w projekcie, jakim była Córka trenera?

Karolina Bruchnicka: Łukasz [Grzegorzek, reżyser – przyp.red.] do mnie napisał, a potem odbył się casting. Dość nieoczywisty, ponieważ trwał prawie trzy miesiące. Miałam zdjęcia próbne z Jackiem Braciakiem i testy wytrzymałościowe na salce treningowej, potem doszedł oczywiście tenis. Jednak Łukasz chciał przede wszystkim mnie poznać. Spotkań i treningów było bardzo dużo, codziennie kursowałam na trasie Łódź- Warszawa. W pewnym momencie nawet zapomniałam, że to jest pewien test. Poznałam fajnego człowieka i stała się to dla mnie cenna znajomość. Aż pewnego wieczora odebrałam telefon i usłyszałam, że chcieliby się ze mną spotkać w trójkę wraz z Natalią, jego żoną i producentką filmu. Wtedy pomyślałam, że robi się poważnie. 

Historia przedstawiona w filmie zwiera elementy autobiograficzne. Łukasz Grzegorzek grał w tenisa i był dobrze zapowiadającym się zawodnikiem. Jak wiele ze swojego doświadczenia zamieścił w scenariuszu?

Łukasz wplótł do tej historii wiele sytuacji i momentów, które zaobserwował na turniejach i u swojego taty. Ale na pewno nie zależało mu na tym, żeby odwzorować swoją historię. Dostałam pierwszą wersję scenariusza, która bardzo różniła się od tej ostatecznej. W pewnym momencie zaczęliśmy opowiadać tę historię razem.

Miałaś duży wpływ na budowanie postaci Wiktorii?

Zmienił się charakter Wiktorii. Na początku była osobą bardziej ekstrawertyczną. Ja szukałam w niej subtelności i niuansów. Łukasz zauważył to w moim zachowaniu. Być może na początku wydaję się być osobą skrytą, ale wiele w sobie kumuluję. Wiele dzieje się w środku i to starałam się na Wiktorię przełożyć. Nie było to łatwe zadanie, sceny kiedy wybucha stały się przez to bardziej znaczące. Zależało mi, żeby zachować balans pomiędzy tymi stanami i żeby było to jak najbardziej wiarygodne. Zdarzało się, że Łukasz do mnie dzwonił z pytaniami, co zrobiłabym w danej sytuacji, co bym powiedziała. Dzięki temu czułam dużą wolność w pracy. Postać Wiktorii ma wiele cech ze mnie, ale teraz widzę, że ja także przejęłam dużo od niej. Na pewno nauczyła mnie podejmowania ryzyka i brania za nie odpowiedzialności.

Córka trenera

Z Jackiem Braciakiem, Twoim filmowym ojcem, stworzyliście dość intensywną relację. Czy na planie był Twoim mentorem? 

Obserwowałam Jacka i starałam się nauczyć od niego jak najwięcej, ale poznałam go już pół roku przed planem. Razem trenowaliśmy na salce bokserskiej, wspólny wycisk dał mi bardzo dużo. W trakcie tak intensywnej pracy nie było czasu na myślenie o stresie. Mieliśmy też kilka spotkań, podczas których Jacek opowiadała o swoich córkach, a ja o swoim tacie. Razem z reżyserem podróżowaliśmy naszym filmowym Korneto- wozem. Mogłam się otworzyć i dobrze czuć w jego towarzystwie, dzięki czemu nie byłam skrępowana na planie. 

Długi okres przygotowań chyba dał poczucie bezpieczeństwa na planie…

Mieliśmy mało dni zdjęciowych. Plan był kolejnym etapem wielomiesięcznej pracy, dużo rzeczy mieliśmy już przegadanych. Wiedziałam, że Łukasz mi ufa i dzięki temu czułam bezpieczeństwo i wolność w pracy. Kiedy zmienialiśmy lokację, to jadąc, kręciliśmy kolejne sceny. Dzięki temu udało nam się zbudować klimat filmu, który jest kinem drogi. 

Czy Wiktoria na końcu odnosi zwycięstwo?

Myślę, że ona odpowie sobie na to pytanie za kilka lat. W jej mniemaniu w tym momencie odniosła zwycięstwo. 

Kiedy w Twoim życiu pojawiło się aktorstwo? 

Aktorstwo szło za mną od przedszkola. Najbardziej w tym zawodzie podoba mi się to, że można przeżyć kilka żyć za jednym razem. To był wybór intuicyjny, który przez cały czas za mną chodził. Nikt mnie do tego nie namawiał, ale też nie odwodził. Mogłam tą decyzję podjąć w samotności. Jeżeli popełniam jakieś błędy, wiem, że sama będę za nie odpowiedzialna. 

Córka trenera

Kończysz łódzką Filmówkę. Czego nauczyła Cię szkoła?

Intensywność pracy. W szkole jesteśmy od poniedziałku do niedzieli. Ciągłe zajęcia i próby. W rzeczywistości, nawet jeśli tej pracy jest sporo, nigdy nie aż tak dużo. Trzeba się nauczyć dobrze planować czas. Kiedy mam wolne, od razu się denerwuje i staję się mniej produktywna. 

Szkoła dała Ci też spotkanie z jedną z ciekawiej zapowiadających się polskich reżyserek. Jak wyglądała praca z Jagodą Szelce przy Monumencie?

To było bardzo ciekawe spotkanie. Kiedy okazało się, że możemy współpracować z tą Jagodą Szelc, byliśmy już jedną nogą poza murami szkoły. Po pierwszym spotkaniu odniosłam wrażenie, że to jest dobra osoba. Przyszła z gotowym pomysłem i dobrze przygotowana, ale była otwarta na nasze uwagi. Chciała nas poznać. Mieliśmy sporo prób, dzięki czemu niektóre sceny powstały z improwizacji. Jagodzie udało się zespolić nasz rok. Podczas tych czterech lat w szkole dzieją się różne rzeczy i nie każdy przyjaźni się z każdym, ale na planie poczuliśmy się razem. 

Co Cię interesuje w kinie?

Przede wszystkim człowiek i relacje. Jestem daleka od wielkich narracji czy efektów. Wolę kino minimalistyczne, gdzie mogę się skupić i sporo rzeczy samodzielnie zaobserwować, a nie otrzymać wszystko podane na tacy.  Cenię Woody’ego Allena, Jima Jarmuscha czy Pedro Almodovara. Uwielbiam film Między słowami Sofii Coppoli, Debiutanci Mike’a Millsa. Taki rodzaj kina do mnie przemawia.

U którego z tych reżyserów chciałabyś zagrać?

To tylko kilka nazwisk, lista reżyserów marzeń jest dużo dłuższa. Ale na przykład u Allena.

Pomimo kontrowersji?

Nie wszystkie kontrowersje zostały do tej pory zweryfikowane. Czytałam wywiad z Diane Keaton, która broni Allena. Nie opowiada się po żadnej ze stron, ale mówi, że dopóki wszystkie fakty nie zostaną sprawdzone, to dlaczego od razu wykluczać go z tworzenia filmów. 

Wiele ostatnio mówi się o nierównym traktowaniu kobiet i mężczyzn nie tylko w środowisku filmowym. Zauważyłaś takie zachowania, byłaś świadkiem różnych kontrowersji?

Na szczęście nie spotkałam się z czymś takim. Miałam farta do ludzi, z którymi współpracowałam, choć słyszałam o takich sytuacjach. Cieszę się, że w polskim kinie dzieje się coraz lepiej. W tym roku w Filmówce po raz pierwszy na wydział operatorski dostała się większość dziewczyn. Wszystko się zmienia i idzie w dobrym kierunku. 

Related Posts

Sad dziadka czyli Wołyń ujęty zupełnie inaczej niż nas przyzwyczajono. Rozmawiamy z reżyserem...

Wystąpiła w wielu znanych serialach telewizyjnych, takich jak „Belfer” czy „Barwy szczęścia”. W...

„Nie myślę o „Słoniu” jako o filmie prowokacyjnym albo moralizatorskim. To czuła i delikatna...

Leave a Reply