Filmy z serii King’s Man doskonale bawią się schematami dobrze ogranymi z Jamesa Bonda. Eleganccy panowie ratują świat przed złem i zagładom. Pokonują przeciwności nie tylko za sprawą niesamowitych zdolności, ale dzięki posiadanym środkom i wpływom. Radosna zabawa w zbawianie świata udowadnia ich męskość i siłę, a także arystokratyczną przynależność do wybranego świata, który ma wpływ na losy ludzkości. 

Przeczytaj także: Kingsman: Tajne służby

King’s Man: Pierwsza misja to powrót do korzeni. Odtworzenie mitu o założycielach elitarnej agencji wywiadowczej, którą kierowały pacyfizm i chęć utrzymania w ryzach pogrążającego się w chaosie świata. Matthew Vaughn tworzy film pełen zgranych schematów, ubierając kino wojenne w barwy opowieści o superbohaterach. Jego opowieść to nieco pokraczny patchwork, który nuży przewidywalnymi rozwiązaniami i nielogiczną narracją. Bohaterowie poruszają się z napompowaną miną w arystokratycznym świecie, głosząc ideały, który z biegiem akcji tracą rację bytu.

Całość rozpoczyna się od pokojowej wyprawy księcia Oxfordu (Ralph Fiennes) do jednego z afrykańskich krajów. Jego misja przybiera niefortunny obrót. Pod ostrzałem ginie jego żona, a on wraz z synem Conradem stają się świadkami brutalnych efektów wojny. Naznaczeni tragedią budują swoje życie, kształtując je na zupełnie odmiennych ideałach. Książę nieustannie wierzy w siłę pacyfizmu, podczas gdy Conrad (Harris Dickinson) uparcie pragnie walczyć o swoją ojczyznę. Z biegiem czasu przekonamy się, że ojciec może nagiąć swoje reguły, kiedy koniecznym okaże się zgładzenie kilku osób, by ocalić imperium brytyjskie.

Przeczytaj także: Jak pokochałam gangstera

Vaughn przenosi nas do czasów I wojny światowej. Tło historyczne wykorzystuje do opowieści o spiskach i próbach ocalenia milionów ludzkich istnień. Książę Oxfordu wykorzystując informacje zdobywane przez nianie i pokojówki na dworach na całym świecie, stawia czoła tajemniczemu mężczyźnie, który rozdaje karty podczas światowego konfliktu. Skłóceni kuzynowie: król Anglii Jerzy V, cesarz Prus Wilhelm II i car Mikołaj II (we wszystkich rolach Tom Hollander) stają się celem manipulacji, która ma doprowadzić do upadku Wielkiej Brytanii. Oxford z wiernymi pomocnikami Polly (Gemma Arterton) i Sholą (Djimon Hounsou) rozpoczyna misję zakończenia konfliktu.

King’s Man: Pierwsza misja twórcy igrają z historycznymi wydarzeniami. Bohaterowie pocą się i silą, by rozwiązać konflikt, ale efekty ich działań przynoszą raczej marne efekty. W biegu historii niewiele się zmienia, więc pozostaje pytanie po co tak naprawdę było całe to zamieszanie. Reżyser łączy ze sobą opowieść rodem z 1917 ze stylem Jamesa Bonda, dodaje trochę Mission: Impossible i próbuje wprowadzi lekkość poczucia humoru Armando Iannucci. Z tej mieszanki nie może wyjść nic dobrego.

Film Vaughn chce uderzać w poważne tony, ale jednocześnie zachować poczucie humoru. Chce być zajmujący w scenach akcji, choć brak mu wizji i lekkości. Próbuje prowokować do refleksji, ale grzęźnie na mieliznach scenariusza. King’s Man: Pierwsza misja chce zachować styl Jamesa Bonda, ale zdjąć go z piedestału. Ta opowieść staje w rozkroku między dwoma światami i w każdym z nich nie do końca się sprawdza. Nawet przerysowany i zapadający w pamięci Rasputin nie jest w stanie odczarować nużących klisz. Nie jestem pewna, czy chcę, by o naszym losie decydowała taka tajna agencja wywiadowcza. 

daję 4 łapki!

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply