-daję 8 łapek!

Oto objawił nam się jeden z lepszych filmów tego roku, który potrafi chwytać za serce, poruszać i zmuszać do myślenia. Ma Rainey: Matka Bluesa to nie tylko opowieść o muzyce, magicznych dźwiękach, ale przede wszystkim niebywale teatralne i gęste od tez i refleksji spotkanie z czarnoskórą kulturą, która wciąż marzy o wyzwoleniu. George C. Wolfe sprawia, że atmosfera gęstnieje z każdą minutą. Trudno oderwać oczy od Violi Davis i świetnego Chadwicka Bosemana.

MA RAINEY’S BLACK BOTTOM (2020) Chadwick Boseman as Levee. Cr. David Lee/NETFLIX

Przeczytaj także: Elegia dla bidoków

Ma Rainey (Viola Davis) urodziła się w Georgii i tam stawiała pierwsze kroki na muzycznej scenie. Podbiła serca czarnoskórych słuchaczy, zyskując uwagę wpływowych białych producentów. Wolfe zabiera nas do Chicago, gdzie Rainey – wraz ze swoimi muzykami – ma pojawić się w studio i nagrać bluesowy album. I choć sama gra pierwsze skrzypce, a nawet pierwszą trąbkę, trzeba przyznać, że w Ma Rainey: Matka Bluesachodzi o coś więcej niż muzykowanie. Najbardziej zajmujące okazują się rozmowy bandu tuż przed wejściem do studia, a także w przerwach od nagrywania. Wyśmienite osobowości doświadczone przez los konfrontują ze sobą odmienne spojrzenia na świat i pragnienia wobec przyszłości. 

Wolfe pokazuje silne osobowości i skrystalizowane postawy, wprowadzając nas w ożywioną dyskusję. Perfekcyjnie buduje napięcie, obserwuje zachowania i daje ich potwierdzenie w wyrażanych poglądach. Levee (Chadwick Boseman), Cutler (Colman Domingo), Toledo (Glynn Turman) i Slow Drag (Micheal Potts) tworzą gęstą od emocji muzyczną bandę, którą chce się coraz bardziej poznać. Każdy z nich niesie w sobie interesującą historię, ale to Levee w swym szalonym opętaniu w walce o muzyczną wolność wysuwa się na pierwszy plan. Boseman jest rozedrgany, na skraju szaleństwa, ale doskonale przedstawia frustracje czarnego człowieka, który zawsze będzie w cieniu białego mężczyzny. Zagubiony, pokrzywdzony przez los i załamany psychicznie odzwierciedla stan swojej społeczności. Jego nerwowe przecieranie nowych butów, walka z zamkniętymi drzwiami czy pisanie utworów zyskują metaforyczny wymiar.

Ma Rainey’s Black Bottom (2020): (L to R) Michael Potts („Slow Drag”), Glynn Turman („Toldeo”), Colman Domingo („Cutler”). Cr. David Lee / Netflix

Przeczytaj także: One Night in Miami

Ma Rainey: Matka Bluesa to przeniesiona na duży ekran sztuka Augusta Wilsona, dlatego w tym filmie czuć teatralny sznyt. W podobnym duchu stworzyła swój debiut reżyserski Regina King. One night in Miami to również intensywne intelektualnie spotkanie czarnoskórych mężczyzn, którzy prowadzą dyskusję o ich roli w świecie i powinnościach wobec swoich braci. King i Wolfe skupiają się na temperaturze spotkania, budują napięcie i dają przestrzeń na aktorskie popisy. Jednak Ma Rainey: Matka Bluesa bardziej gra na emocjach i pozwala się ponieść gorącej atmosferze. 

O tym filmie dużo mówi się w kontekście ostatniej roli Chadwicka Bosemana. To jego ostatni obraz, które na długo zostanie w pamięci widzów. Trzeba przyznać, że to on i Davis budują całą filmową atmosferę. Punktują swoją uprzywilejowaną pozycję w białym świecie, choć wciąż niewystarczającą, by zasłużyć na podmiotowe (a nie przedmiotowe) traktowanie. Aktorsko grają jak z nut, odkrywając przed nami wielobarwne oblicza swoich postaci.

Ma Rainey’s Black Bottom (2020): (L to R) Glynn Turman as Toldeo, Chadwick Boseman as Levee, Michael Potts as Slow Drag, and Colman Domingo as Cutler. Cr. David Lee / Netflix

Przeczytaj także: Mank

Wiele w tym filmie dzieje się na poziomie dźwięku i obrazu. I choć Wolfe nie daje niczego odkrywczego, można czuć wibrującą atmosferę podskórnego gniewu i narastającej frustracji. Ma Rainey: Matka Bluesa ma w sobie kilka ciekawych scen, błyszczące srebrne zęby Davis i Bosemana na granicy szaleństwa, które wibrują odpowiednimi emocjami we właściwych momentach. Trzeba przyznać, że Boseman gra jedną ze swoich najlepszych ról i jeśli nie dostanie oscarowej nominacji (a nawet nagrody!) będzie to ogromne rozczarowanie. 

Ma Rainey: Matka Bluesa jest filmem, o którym chce się myśleć i rozmawiać. Szczególnie dlatego, że ogromną rolę odgrywają w nim słowa. To one są najbardziej istotnym element oraz to, kto i w jaki sposób je wypowiada. Muzyka, dźwięki i emocjonalne wypowiedzi – Wolfe i Netflix wypuszczają jeden z najciekawszych filmów tego roku. 

Related Posts

Plotki o tym, że Wytłumaczenie wszystkiego to najbardziej polski węgierski film, nie są...

“Queer” to filmy, który jako pierwszy został wybuczany na pokazie prasowym. Nie oceniałabym go aż...

Pedro Almodovar debiutuje. “The Room Next Door” to jego pierwszy anglojęzyczny film, który z...

Leave a Reply