Mateusz Banasiuk zachwycił wielu w nagradzanym filmie Tomasza Wasilewskiego „Płynące wieżowce”. I choć potem w kinie było go nieco mniej, intensywnie pracował na planie seriali i założył własny zespół. Teraz powraca do kina jako uroczy, ale trochę zagubiony amant w komedii romantycznej Netfliksa. „Miłość do kwadratu” dostępna od 11 lutego.

fot. Netflix
Wkrótce na Netfliksie pojawi się komedia romantyczna z twoim udziałem. „Miłość do kwadratu” to twój pierwszy taki projekt.

To prawda, tym bardziej nie mogłem się doczekać efektu. Byłem ciekaw, na ile spełni się moje wyobrażenie.

Kiedy po raz pierwszy oglądałem film, na kameralnym pokazie dla twórców, byłem bardzo podekscytowany. Obok mnie siedziała Ada (Adrianna Chlebicka, w filmie wciela się w postać Moniki/Klaudii – przyp. red.) z którą przez cały czas pracy przy filmie bardzo się wspieraliśmy. To naturalne, że zależało nam, żeby produkcja wyszła fajnie. Ada debiutuje w filmie fabularnym, a ja gram po raz pierwszy w komedii romantycznej. Przyznam, że była to dla nas duża frajda i przyjemność.

Mieliście na planie przestrzeń do improwizowania czy raczej trzymaliście się scenariusza?

Nasz operator Maciej (Maciej Lisiecki – przyp. red.) i reżyser Filip (Filip Zylber – przyp. red.) są bardzo doświadczonymi twórcami i mieli wszystko doskonale zaplanowane i wymyślone. Wiedzieli i czuli, w jakim kierunku zmierzają. Ale na improwizację i lekką dozę szaleństwa zawsze znajdzie się miejsce!

Scenariusz to baza, ale film to również składowa wielu osobowości, ludzi którzy zajmują się kostiumami, charakteryzacją, scenografią, produkcją. To połączenie prowadzi do stworzenia przedstawionego w filmie świata, który ma wciągnąć widza.

Na planie też pojawiły się dzieci. To chyba zawsze wprowadza nieco chaosu i świeżej energii.

Dzieci to jest żywioł i w scenach kiedy było ich sporo, trudno było nad nim zapanować! Już po chwili wchodziły mi na głowę. Pewnie dlatego że od początku staram się skracać dystans, w końcu są to moi filmowi partnerzy.

Ważne było dla mnie, żeby między moim bohaterem a jego bratanicą, którą grała Helena Mazur, zbudować więź. Wydaje mi się, że nasze sceny wyszły bardzo fajnie, a jedna z nich powstała podczas prób. Chyba mogę zdradzić, że to ta, kiedy Ania nie może zasnąć i opowiadam jej bajkę na dobranoc. Enzo, postać którą gram, jest kompletnie niedoświadczony w relacjach z dziećmi, dlatego też ta bajka jest nietypowa.

O „Miłości do kwadratu” mówi się, że to pierwsza polska komedia romantyczna dla Netfliksa. Czy dla ciebie są ważne takie hasła? Że coś jest pierwsze?

Dla mnie ważny jest sam projekt i to, co ze sobą niesie. Wydaje mi się, że żyjemy w takich czasach, że szukamy filmów i seriali, które pozwolą nam się oderwać od rzeczywistości. „Miłość do kwadratu” to historia ciepła i pogodna. Opowiada o różnych rodzajach miłości. Nie tylko tej pomiędzy głównymi bohaterami, ale również między wujkiem a bratanicą, ojcem a córką dzięki czemu wiele osób może się z nią utożsamić i chwyta za serce.

fot. Netflix
Twój bohaterem prezentuje w filmie dwie twarze: Enzo to jego publiczna persona, a Stefan to prywatne oblicze. Czy ty też starasz się rozdzielać te dwie strefy: prywatną i zawodową?

Zawsze staram się być szczery z moimi odbiorcami, ponieważ ludzie są wyczuleni na fałsz. To jednak nie znaczy, że opowiadam o każdym szczególe mojego życia. Aktor nie powinien odsłaniać wszystkich kart. Moi mistrzowie, profesorowie z Akademii Teatralnej w Warszawie uczyli mnie, że tajemnica jest dużą wartością.

Ale ludzie mają różne oblicza i o tym też opowiada ten film. Zakładają maski co również robi mój bohater, który jest znanym celebrytą. Chce być odbierany jako ktoś przebojowy, super gość, a pod spodem skrywa różne kompleksy. Często to, co widać w mediach społecznościowych, to prezentowane alter ego, jakieś awatary, dzięki którym możemy poczuć się lepiej. W końcu wszyscy pragniemy docenienia i aprobaty.

CZYTAJ DALEJ

Related Posts

Sad dziadka czyli Wołyń ujęty zupełnie inaczej niż nas przyzwyczajono. Rozmawiamy z reżyserem...

Wystąpiła w wielu znanych serialach telewizyjnych, takich jak „Belfer” czy „Barwy szczęścia”. W...

„Nie myślę o „Słoniu” jako o filmie prowokacyjnym albo moralizatorskim. To czuła i delikatna...

Leave a Reply