Kultowość Matriksa z 1999 roku nie podlega dyskusji. Zaproszenie na filozoficzną wędrówkę po świecie wygenerowanym przez komputery było odkrywcze i przynosiło powiew świeżości dzięki metafizyce i świetnym efektom specjalnym. Czy powrót do tej historii ma sens? Lana Wachowska nie ukrywa, że jej film jest rozważaniem nad zasadnością sequeli, ale też sentymentalną podróżą do tego, co już znamy.
Przeczytaj także: Czerwona nota
Thomas Anderson (Keanu Reeves) mieszka w San Francisco i jest jednym z najlepszych kreatorów gier na świecie. Jego produkcja „Matrix” cieszy się sporą popularnością, zapraszając ludzi do alternatywnej rzeczywistości. Obiektywnie można go uznać za człowieka sukcesu, ale na jego twarzy na próżno szukać uśmiechu i radości. Zmęczony życiem, wyczerpany emocjonalnymi problemami z dużą częstotliwością zasiada na fotelu u psychoterapeuty i bez przekonania łyka niebieskie tabletki. System jednak upomni się o niego i ponownie zaprosi do gry, w której trudno odróżnić rzeczywistość od fikcji.
Matrix Zmartwychwstania to sequel, na który wielu czekało, ale nie do końca był potrzebny. Wachowska proponuje dyskusję o odtwarzaniu dobrze znanych schematów, odrywaniu kuponów od nostalgii i tęsknoty za przeszłością. Prowadzi rozważania o zasadności sequeli, pokazuje fragmenty pierwszego Matriksa i radośnie na nowo przepisuje znane posunięcia. Mówi o tym, że opowieści nigdy nie dobiegają końca, a my wciąż opowiadamy je od nowa, z różnych perspektyw i z różnych powodów. Jednym z nich jest mało romantyczna chęć nabicia kieszeni ukierunkowanych na zysk wielkich wytwórni filmowych.
Przeczytaj także: West Side Story
O ile sprawdzony przepis dobrze wypada na ekranie, na próżno szukać w nim radosnej ekscytacji, która towarzyszyła pierwszej odsłonie losów Neo. Co prawda przenosimy się do skomplikowanego świata, w którym ruch oporu stawia czoła systemowi, ale wszystko zostaje spowite mgiełką romantyzmu i podążaniem za głosem serca. Matrix Zmartwychwstania to precyzyjne sceny akcji, ale przede wszystkim to opowieść o miłości i przeznaczeniu. Potrzebie bycia z drugą osobą, dzięki której można w pełni rozwinąć swój potencjał. Neo dopiero po połączeniu z Trinity (Carrie-Anne Moss) zyskuje siłę. Razem mogą zdziałać cuda.
Wachowska w gruncie rzeczy tworzy prostą historię bliskości i miłości. Takie przesłania wyłania się z tego sequela, a reszta jest tylko chaosem, w którym trudno odnaleźć sens i logikę. W Matrix Zmartwychwstania wizualne dopracowanie góruje nad scenariuszowym niedopracowaniem. Reżyserka podkreśla, że nie wszystko jest binarne – może istnieją różne drogi do zrozumienia. Choć jest w tym dużo prawdy, trudno nie czuć rozczarowania finałem opowieści, w której miłość okazuje się kluczem do wszystkiego.
daję 5 łapek!