– daję 7 łapek!

Opowieść zatopiona w błocie i brudzie ludzkiej podłości i egoizmu. Kino amerykańskiego moralnego niepokoju o rasistowskiej walce i wojennych traumach. Mudbound to wielka historia małych ludzi, która uderza szczerością i dosadnością bolesnych obrazów z niechlubnej przeszłości. Dee Rees opowiada o problemie trapiącym Amerykę. Po ostatnim wysypie filmów o niewolnictwie idzie o krok dalej, skupiając się na lata 40. ubiegłego wieku, by pokazać, jak trudno zmienić ludzkie myślenie. Wychodząc od banalnej historii małżeństwa, przybiera szerszej perspektywy i wbija w ziemię. 

Mudbound

Mudbound

Henry (Jason Clarke) poznaje Laurę (Carey Mulligan) i niemal od razu wie, że kobieta zostanie jego żoną. Małżeństwo z rozsądku z dominującym mężczyzną staje się ucieleśnieniem patriarchalnej wizji świata, w której kobieta siedzi w domu i wychowuje dzieci. Henry marzy o farmie i uprawnieniu ziemi. Dość szybko wprowadza swoje plany w życie i oboje znajdują się na Południu Stanów, gdzie podziały rasowe są niezwykle silne. Pomimo wolności, czarnoskóre rodziny stają się zależne od białych najemców, a segregacja rasowa trwa w najlepsze.

To, co zapowiadało się na ponurą rodzinną opowieść przeradza się w brutalny portret rzeczywistości i mentalności Południa. O ile czarnoskóry mężczyzna może ryzykować swoim życiem w służbie Stanom Zjednoczonym, wyznaczony na pierwszą linię frontu II wojny światowej, nie może liczyć na wyrozumiałość w przestrzeganiu podstawowych praw człowieka i równego traktowania. Ku Klux Klan ma się bardzo dobrze i nie zamierza ustać w działaniu w zgodzie ze swoją ideologią.

Dee Rees opowiada o świecie męskiej stanowczości i zaciętości. Skupia się nie tylko na podziałach rasowych, ale również na traumie wojennej. Brat Henry’ego (Garrett Hedlund) po powrocie z Europy jest wrakiem człowieka, który jako jedyny potrafi wyciągnąć rękę Ronsela (Jason Mitchell). Łączy ich wspólnota przeżyć i doświadczeń, których nikt nigdy nie będzie w stanie zrozumieć.

Mudbound

Mudbound

Mudboud staje się kinem ważnym i bolesnym, który – pomimo długiej i nużącej sekwencji wprowadzającej – zasługuje na uwagę. Wszelkie problemy ze zbyt niezdecydowaną ekspozycją zostają zrekompensowana intrygującym portretem społeczności, w której grzechy ojców kładą się cieniem na nowym pokoleniu. Rees pokazuje, że komunia doświadczeń i empatia mogą być początkiem komunikacji i porozumienia. Cichy i wyważony film, który opowiada a nie szpanuje efektownymi bohaterami i rozwiązaniami. Solidne kino w imię trudnej sprawy.

 

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply