Narcos przenosi się do Meksyku i ani na chwilę nie spuszcza z tonu. Pozostaje w tej samej formule, nie traci charakteru i wciąż potrafi budować angażującą opowieść o rozwoju największych i najniebezpieczniejszych karteli na świecie. Choć w odsłonie Narcos: Meksyk brakuje przywódcy tak charyzmatycznego i kontrowersyjnego jak Pablo Escobar, nie da się ukryć, że Miguel Angel Felix Gallardo (Diego Luna) nie zostaje w tyle. Carlo Bernard, Doug Miro i Chris Brancato zabierają w intrygującą podróż do korzeni meksykańskiego biznesu narkotykowego.

NARCOS MEXICO


Kartel z Guadalajara


W tym sezonie przyglądamy się powstawaniu meksykańskich karteli. W Sinaloa farmerzy prowadzą skromną działalność, uprawiając marihuanę. Kiedy ich uprawy zostają zniszczone, a przywódcy aresztowani, Gallardo postanawia rozwinąć skrzydła. Mężczyzna do tej pory pracował w policji. Niedopłacany i pomiatany ma dość tkwienia w miejscu, jego ambicje są o wiele większe. Kiedy wraz z Rafaelem Quintero (Tenoch Huerta) zakłada uprawę marihuany w samym sercu pustyni, stają przed nim nowe możliwości. Z małej mieściny przenosi się Guadalajara i rozpoczyna własną ekspansję. Zdaje sobie sprawę, że pojedyncze rody nie mają szans w starciu z policją i polityką, dlatego jego plan zakłada stworzenie spójnej organizacji gotowej wyłożyć spore finanse na zapewnienie sobie bezpieczeństwa. Skorumpowany rząd, wsparcie policji, nietykalność i rozrastające się imperium to obraz, który szokuje i przeraża.



Z jednej strony barykady mamy ambitnego bossa, która z każdym dniem przekracza granice niemożliwego. Z drugiej patrzymy na zespół DEA uderzający głową w mur. Kiki Camarena (Michael Pena) wyłania się na prowadzenie. To on w tym sezonie staje się Javierem Peną (Pablo Pascal) gotowym do wielu poświęceń, by schwytać nieuchwytny cel. Ze Stanów Zjednoczonych przenosi się, wraz z rodziną, do Meksyku i z idealistycznym podejściem zamierza rozbić narkobiznes. Niestety szybko przekonuje się, że DEA ma związane ręce i znikąd nie może oczekiwać pomocy.

NARCOS MEXICO

Narcos: Meksyk zachowuje swoją formułę. Ponownie otrzymujemy lektora, który wprowadza widzów w świat narkotykowych bossów i objaśnia ograniczenia, a także zachowania władzy. Streszcza fakty historyczne i uwypukla to, co mogło umknąć w fabule. Ponownie mamy dwóch bohaterów: okrutnego i pewnego siebie mafioso sygnowanego na Ojca Chrzestnego meksykańskich karteli oraz zdeterminowanego agenta DEA. Patrzymy na świat pełen brutalności, bezkompromisowych ludzi i narastającej żądzy władzy oraz pieniądza.


Spin-off zachowuje klimat oryginalnego Narcos


Twórcy w meksykańskim spin-offie pozostają blisko oryginału, ale nie są już aż tak dobrzy. W początkowych odcinkach brak werwy i pazura. Ustanowienie akcji i zapoznanie z bohaterami zabiera zbyt wiele czasu. Dopiero w drugiej połowie serii możemy liczyć na ciekawe zwroty akcji. Ostatni trzy odcinki oglądałam z zapartym tchem i nie ociągałam się podczas seansów. Gallardo nie jest aż tak charyzmatycznym bohaterem jak Pablo Escobar. Wycofany i raczej cichy snuje swoje plany w głowie. Patrzymy dopiero na efekt jego przemyśleń, a wiele działań pozostaje enigmatyczna. Felix przypomina nieco genialne dziecko, które bez zbytniego wysiłku radzi sobie z kryzysem, pomimo tego że znajduje się w potrzasku między budową imperium a pozostaniem wiernym przyjaciołom. Na szczęście nie zabrakło smaczków oraz gościnnej wizyty kolumbijskich bossów narkotykowych – Escobar nawet w krótkiej scenie staje się nośnikiem niewymuszonego humoru i lekkości podejścia do krwawego biznesu.

NARCOS: MEXICO

Ciekawą stroną serialu jest ukazanie ludzkich relacji i reakcji na sytuacje kryzysowe. Widzimy Gallardo i silne osobowości z pozostałych klanów – rozpływającego się w kokainie, niesfornego Rafę Quintero czy kontrolującego Don Neto (Joaquín Cosio) oraz relacje Kikiego z kolegami z DEA. Wiele się dzieje w tej warstwie, powstaje sporo zależności i absurdalnych rozwiązań, w które trudno uwierzyć. Twórcy dobrze odrobili lekcje i starają się solidnie pokazać kształtowanie charakteru pod wpływem władzy i nieustannego zagrożenia. Mimo wszystko nie do końca poradzili sobie z odmalowaniem postaci drugoplanowych i utrzymaniem napięcia. Większość tego sezonu to kształtowanie organizacji i nieustanna walka z wiatrakami o wsparcie w walce z narkotykami. Atmosfera zagęszcza się z każdym odcinkiem i daje nadzieje na rozwój akcji w kolejnych sezonach (wydaje mi się, że nadejdą!).



Narcos: Meksyk nie jest idealne, odświeża znane formuły, ale potrafi przyciągać niczym zakazany owoc. Mam wrażenie, że Diego Luna wciąż nie pokazał, na co go stać. 4 sezon narkotykowego show pojawi się na Netflix 16 listopada. To 10 godzin interesującej historii powstawania największego z meksykańskich karteli oraz jego powolnego rozpadu po porwaniu i śmierci jednego z agentów DEA. Warto zobaczyć, jak rodzi się mafia, żądza władzy i potwór w ludzkiej skórze.

 

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply