Autor recenzji: Patryk Kosenda


 – daję 5 łapek!

Kameralny dramat o śmierci i „uzdrawianiu życia”. Francuska opowiastka ma kłopoty z udźwignięciem podjętego tematu.

Kadr z filmu „Podarować życie”.

Simon to pełen życia 17-latek – zapalony surfer, który ulega poważnemu wypadkowi. Claire jest muzyczką, której szwankuje zdrowie. Połączy ich serce, a konkretniej – serce Simona – które wkrótce stanie się sercem Claire.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że obraz Katell Quillévéré to strasznie przeciągnięta reklama – element kampanii społecznej, zachęcający do oddawania narządów, do owego „uzdrawiania życia” nawet po śmierci. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby reżyserka znalazła pomysł na autorską opowieść, bez spłycania trudnego przecież tematu.

Kadr z filmu „Podarować życie”.

Film podzielony jest na dwie części: jedna opowiada o Simonie, jego rodzinie i zespole lekarzy, odpowiadających za jego przypadek; druga odpowiednio o Claire, jej rodzinie i jej lekarzach. Nie jestem przekonany, czy ten elegancki w zamyśle pomysł pomógł filmowi.

W pierwszej części reżyserka starała się zarysować oczywiste kwestie: poczucia winy, braku czasu na przepracowanie traumy, oglądania cudzego cierpienia i przykładania jej to własnej osoby. Druga część to mechanizmy radzenia sobie z chorobą, lęk przed śmiercią i pozostawieniem bliskich, samotność w chorobie. Szkopuł w tym, że żaden z tych problemów nie został potraktowany uczciwie, z należytą uwagą. Bohaterom i ich reakcjom brak głębi emocjonalnej, nie wiemy nic o ich moralnych wątpliwościach.

Kadr z filmu „Podarować życie”.

Na obronę filmu należy przyznać, że nie bombarduje widza tanim sentymentalizmem, ckliwością. Niestety nie zapełnia powstałej pustki w żaden inny sposób. Bohaterowie są przezroczyści, ciężko w świetle takiego scenariusza pokazać się z dobrej strony również aktorom i w tym upatruję powodu tak bezbarwnego występu Emmanuelle Seigner.

Można by powiedzieć, że ta opowieść zasługuje na zwyczajnie lepszy film. Można się również pokusić się o stwierdzenie, że reżyserka nie włożyła w swój obraz – wybaczcie! –za dużo serca.

Moim zdaniem problem leży gdzie indziej. To po prostu nie był materiał na dobrą historię. Na pewno nie z takim rozłożeniem akcentów, jak zrobiła to Quillévéré. Film porządnie, estetycznie nakręcony, który niestety nie zostanie z widzem na dłuższy czas.


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

About the Author
Related Posts

“Queer” to filmy, który jako pierwszy został wybuczany na pokazie prasowym. Nie oceniałabym go aż...

Pedro Almodovar debiutuje. “The Room Next Door” to jego pierwszy anglojęzyczny film, który z...

Upojna noc prokurator okręgowej przybiera niespodziewanego obrotu. Przerażona kobieta (Amy Ryan)...

Leave a Reply