Nijakość to jeden z największych grzechów, których mogą dopuścić się twórcy filmów czy seriali. W zalewie nieskończonych propozycji na seanse, trudno znaleźć coś, co zostanie z nami na dłużej. Poskromnienie złośnicy Anny Wieczur wpada do worka produkcji boleśnie przeciętnych, bez tempa i energii, ze scenariuszem, który wymaga dopracowania. 

Tytuł niemalże natychmiast kojarzy się z komedią Szekspira. I słusznie, bo na Netfliksie zobaczymy wariację na temat miłosnych zawirowań zdecydowanej i pewnej siebie Kaśki (Magdalena Lamparska). Co prawda złośnicy w niej nie ma zbyt wiele, a wszelkie trudności w okiełznaniu jej charakteru polegają na tym, że kobieta nie wpisuje się w z góry założone schematy, a jest niezależna i wie, czego chce. Do tego niedawno złamane serce przez amerykańskiego chłopaka nie jest gotowe na radosne przyjęcie amorów nowego amanta. Na próżno tu szukać logiki, a cały świat zbudowany wokół bohaterki wydaje się mocno papierowy, bez grama prawdziwych emocji. Najbardziej żywe i chwytające za serce są w tym wszystkim piękne Tatry.

Przeczytaj także: Jak pokochałam gangstera

Poskromnienie złośnicy to kolejna komedia romantyczna, która opiera się na zasadzie, że przeciwieństwa się przyciągają. Do tego wystarczy dorzucić banalną intrygę i ogromne pieniądze w tle, by zbudować świat na opozycjach. Kaśka i mieszkańcy Zakopanego to prawdziwi i dobrzy ludzie, a przybywający z wielkiego świata, czyli Warszawy, Patryk (Mikołaj Roznerski) to interesowność i kłamstwo. Granica między tymi rzeczywistościami przebiega dość czytelnie, a cała zabawa polega na tym, żeby Kaśka i Patryk odnaleźli wspólny język. 

Największą siłą tego rodzaju opowieści jest chemia między głównymi bohaterami. Niestety, Mikołaj Roznerski i Magdalena Lamparska grają na autopilocie, a między nimi nie ma żadnej chemii. Bohaterowie rozmijają się we wszystkim. Nie czujemy wzajemnej fascynacji, a scenom bliskości brakuje iskry, która uwiarygodniłaby tę relację. Wieczur nie potrafi poprowadzić aktorów, dlatego każdy z nich gra do swojej bramki, momentami nieco przaśnie bawiąc się podhalańskim folklorem. Nawet Piotr Cyrwus i Tomasz Sapryk, którzy mieli stanowić komediowy trzon opowieści, nie wychodzą poza zgrane schematy i nieśmiesznie dogryzają sobie z przekąsem. Najzabawniejszy jest Sławomir Zapała, który żartobliwie odnosi się do zakopiańskiego disco polo.

Przeczytaj także: Rojst’97

Poskromieniu złośnicy brak werwy i polotu. Całość snuje się bez przekonania, pozostawiając wielkie luki scenariuszowe bez najmniejszej refleksji. Jest tanio, przaśnie i bez energii. Dostaliśmy kolejną produkcję, która wypełnia czas i buduje kontent, ale nie niesie w sobie żadnych treści. Twórcom nie udało się poskromić złośnicy…

daję 3 łapki!

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply