Zemsta, japońska mafia, tajemniczy kamień i opowieść pełna twistów. Snake Eyes: Geneza G.I. Joe to kino akcji, które może przyciągać ciekawymi inscenizacjami i dobrą rolą Henry’ego Goldinga, ale rozczaruje zbyt wolnym tempem i nieidealną realizacją. Robert Schwentke zabiera nas do świata, w którym liczy się odwaga w podejmowaniu ryzyka. Sam jednak tworzy kino bardzo zachowawcze. 

Snake Eyes (Golding) zyskał swój przydomek w dzieciństwie, kiedy to rzut kośćmi zadecydował o śmierci jego ojca. Jako niemy świadek zbrodni poprzysiągł zemstę sprawcom i nie ustanie w swoich działaniach, dopóki nie spełni swojej obietnicy. Silny i sprawny bierze udział w walkach i to właśnie swoją przebiegłością i brawurą przyciąga uwagę Kenta (Takehiro Hira). Tajemniczy mężczyzna obiecuje mu pomoc w odnalezieniu mordercy ojca. Nic nie jest jednak za darmo, a Snake Eyes zostaje wciągnięty w rodzinne porachunki między członkiem yakuzy, tajemniczej Kobry a rodem Arashikage. 

Henry Golding plays Snake Eyes in Snake Eyes: G.I. Joe Origins from Paramount Pictures, Metro-Goldwyn-Mayer Pictures and Skydance.

Przeczytaj także: Nikt

Mężczyzna zostaje wplątany w intrygę, ale sam nie jest tylko bezwiednym pionkiem. Snake Eyes decyduje o swoim losie, bierze sprawy we własne ręce i musi zmierzyć się z własnymi demonami. Henry Golding z powodzeniem radzi sobie w świecie pełnym dwuznaczności i wrogów. Silny i wysportowany dobrze wypada w scenach walki, dodając swojemu bohaterowi nutki romantyzmu. Zdesperowany, by pomścić ojca, nie cofnie się przed niczym. I choć jego żądza w pewnym momencie staje się przekleństwem, Snake Eyes przebywa interesującą drogę, wyciągając wnioski ze swoich błędów. Ten bohatera ma w sobie ciekawy potencjał.

Snake Eyes: Geneza G.I. Joe to film, który nie wzbija się na intelektualne wyżyny. W łopatologiczny sposób wyjaśnia wszelkie zawiłości i dość szybko tłumaczy kolejne twisty. Gdyby tego jeszcze było mało, w fabule pojawia się coraz więcej postaci, które pełnią tylko rolę wypełniaczy. Całość konfliktu sprowadza się do prostego zestawienia: Snake Eyes to dobro, a Kobra to ucieleśnienie zła. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie, kiedy tytułowy bohater wkracza na ścieżkę dojrzewania do bycia honorowym ninja. Poddawany próbom według pradawnych rytuałów staje oko w oko ze swoimi lękami. To ciekawy psychologiczny zabieg, który niestety traci za sprawą realizacji – bohaterowi przyjdzie zmierzyć się z komputerowo wygenerowanym anakondami, które raczej nie zachwycają wykonaniem. 

Przeczytaj także: Czarna Wdowa

Po filmie Schwentke nie oczekiwałam niczego więcej niż dobrego kina akcji, świetnych pościgów i scen walki wręcz. I choć początek skutecznie ustanawia zasady panujące w tym świecie – wiarygodność i logika nie są najważniejsze, całości brakuje polotu w realizacji. Kamera się trzęsie, a bohaterowie są na tyle niewyraźni, że czasami nie wiemy, na czyją stronę przechyla się szala zwycięstwa. Brak w tych scenach tempa i emocji, które przyciągnęłyby uwagę.

Schwentke miał szanse na stworzenie ciekawego otwarcia nowej serii, ale zabrakło mu werwy i zwięzłości opowiadania. Snake Eyes: Geneza G.I. Joe ma w sobie potencjał na opowieść o honorze i zemście, w której główny bohater jest targany potężnym konfliktem, ale nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. W tym filmie wszystko dobrze wygląda na papierze, a na ekranie trochę gubi się w rozciągniętej akcji i zbyt wolnym tempie opowiadania. Nie jest to produkcja całkowicie nieudana, w pamięci zostanie kilka ciekawych sekwencji – walka z miseczkami z wodą czy skradanie się Snake Eyes po pałacu do rodowego kamienia Arashikage. To nieco przegadana opowieść o tym, że honor i odwaga są najważniejsze. 

daję 5 łapek!

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply