– daję 7 łapek!
To, co należy podkreślić na samym początku: najjaśniejszym punktem produkcji jest fenomenalny James McAvoy.
Umówmy się tak: ja nakreślę Wam pierwsze pięć minut filmu, a Wy zdecydujecie, czy od razu rezerwujecie bilety do Cinema City, czy też mam zachęcać dalej.
Młoda dziewczyna organizuje imprezę urodzinową. Zaprasza na nią także klasową outsiderkę. Nie chce, żeby ekscentrycznej koleżance było przykro. Realizm sytuacji i dialogów widz odczytuje in plus. Nie ma tu znanego z kreskówek schematu popularnych cheerleaderek i dręczonej kujonki. Wszystko odbywa się naturalnie i daje nadzieję na porządne kino.
Po zakończonym spotkaniu ojciec jubilatki proponuje samotnej dziewczynie podwózkę do domu. Wchodzą więc do samochodu trzy nastolatki. Tata pakuje do bagażnika urodzinowe prezenty. Po chwili za kierownicą siada obcy mężczyzna. Psika czymś w kierunku dziewcząt. Budzą się już w piwnicy.
Nie potrafią ze sobą współpracować. Kłócą się i niestety przez chwilę wydaje mi się, że poziom gry aktorskiej jednak zbyt mocno przypomina żenujące horrory klasy C z nocnych programów kablówki. Czy się do tego przyzwyczaiłam, czy też później było obiektywnie lepiej – nie wiem, ale napięcie nie opuszczało mnie do końca seansu. Dziewczyny myślą i – co za szczęście! – myślą odpowiednio szybko. Nie tak jak to bywa w podobnych produkcjach, gdzie widz zdąży trzy razy wpaść na pięć rozwiązań, a bohaterowie wciąż bezmyślnie kręcą się w kółko.
Pedantyczny Dennis wymaga, by dziewczyny utrzymywały czystość w swoim więzieniu. Pani Patricia wspomina, że są one pokarmem dla Bestii. Dzięki naiwności dziewięcioletniego Hedwiga mają nadzieję na ucieczkę. Tymczasem Barry regularnie składa wizyty terapeutce, która nie wierzy w zbliżającą się Bestię i nie podejrzewa swojego pacjenta o zbrodnię.
Fabule można zarzucić naiwność, a bohaterom niewiarygodność. Jeżeli ktoś do zagadnienia osobowości wielorakiej podchodzi jak do legend, zjawisk paranormalnych czy magii – będzie oburzony niedorzecznością opowiadanej historii.
Ja jednak miałam do czynienia z książką, pt. „Człowiek o 24 twarzach”, której autorem jest Daniel Keyes. Tytułowy William Stanley Milligan żył w latach 1955-2014. W 1977 roku został aresztowany po zgwałceniu trzech studentek. Billy jednak był niewinny. Cierpiał na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. W jego ciele znajdowały się 24 różne osobowości. Kobiety i mężczyźni, dorośli i dzieci, czarni i biali. Każda jest innego wzrostu, mówi z innym akcentem, lubi co innego. Osobowości mają nawet różne choroby czy uczulenia.
Na ten rok zapowiadano premierę ekranizacji „Człowieka o 24 twarzach”. Rolę główną miał zagrać Leonardo DiCaprio. Wygląda na to, że produkcja ta może stanowić niejako kontynuację filmu „Split”, choć teoretycznie dotyczy innych bohaterów. „The Crowded Room” może odpowiedzieć na wiele postanowionych przez „Split” pytań.
M. Night Shyamalan tworzy ciekawe studium psychologiczne i przyprawiający o łomot serca thriller, by w fazie końcowej narazić się na śmieszność. Zbyt plastycznie wykreowane rozwiązanie pozostawia wiele do życzenia, ale nie deklasuje całości. Do końca nie zawodzą też zdjęcia, montaż i oczywiście McAvoy.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]