Są filmy, które tuż przed premierą niosą ze sobą pewną dozę ekscytacji i oczekiwania. To kinowe wydarzenia przyjmowane z nutką niepokoju. “The Brutalist” Brady’ego Corbeta to dzieło kompletne, które w swej podniosłej atmosferze i kompozycji daje coś na miarę doznania filmowego. To obcowanie z obrazem świetnie zrealizowanym, dalekim od schematów, który swoją formą opisuje portretowanego artystę.
The Brutalist: geniusz wymaga bólu
Laszlo Toth (Adrien Brody) ucieka z powojennej Europy do Stanów Zjednoczonych, by rozpocząć nowe, lepsze i bezpieczniejsze życie. Jako mężczyzna żydowskiego pochodzenia trafia do świata pełnego możliwości, gdzie jego przeszłość nie odgrywa już kluczowej roli. Na Ellis Island wita go Statua Wolności, ucieleśniającą ideę wolności, i kuzyn Attila (Alessandro Nivola ) z amerykańską żoną. Laszlo zatrzymuje się w małym pokoiku na tyłach jego sklepu meblowego, spokojnie podąża za nurtem i chce tylko przetrwać.
Wszystko może ulec zmianie, kiedy w ich życiu pojawi się Harry, syn majętnego biznesmena, który w prezencie dla ojca chce odnowić jego biblioteczkę. Laszlo uruchamia swój architektoniczny talent i tworzy surową przestrzeń pełną zamkniętych szafek z minimalistycznym fotelem pośrodku. Niestety Harrison Lee Van Buren (Guy Pearce) nie rozpływa się w zachwytach, gdy pierwszy raz widzi skończone dzieło, a kuzyni nie otrzmują zapłaty. Projekt staje się kością niezgody między Laszlo a Attilą. Od tej pory będą osobno budować swoje życia w Ameryce.
Laszlo chwyta się dorywczych prac, mieszka w noclegowniach i z nadzieją wypatruje przyjazdu swojej żony Erzsébet (Felicity Jones) i siostrzenicy (Raffey Cassidy). Wkrótce stanie jednak przed wielką szansą, gdy zapuka do niego Van Buren z propozycją współpracy. Pierwotne chłodne przyjęcie pracy Totha okazało się przedwczesne, a bogacz dostrzegł w nim modernistycznego wizjonera. Wspierając się na jego barkach, może stworzyć dzieło wybitne i godne zapamiętania. Chce, by Laszlo zaprojektował wyjątkowy budynek, który będzie łączył w sobie gimnazjum, basen czy kośćiół. Kompleksowa budowla pochłania ogromne finanse i staje się świadkiem narodzin i zmagań artysty.
Przeczytaj także: Babygirl
„The Brutalist” opowiada o zmaganiach jednostki w nowej rzeczywistości, narodzinach geniuszu, dojrzałej miłości, poszukiwaniu szczęścią i wreszczie o artyście pracującym poza schematami. To surowa, ale też niebywale intymnie historia zaglądania w mroczne rejony ludzkiej duszy. Laszlo jest pełen ciemnej energii, smutku, determinacji i odrobiny nadziei. To mężczyzna naznaczony wojną, skupiony na celu, który nie zawsze jest idealny w interakcjach międzyludzkich. Corbet pokazuje człowieka połamanego, którego wrażliwość wychodzi na świat za pomocą architektonicznych Minimalistyczna forma brutalistycznej achritektury odzwierciedla emocje bohatera. Zresztą uczucia i odczucia to drugi temat, który zajmuje sporo przestrzeni w opowieści reżysera. Relacja Laszlo i Erzsébet jest intrygująca. Małżonkowie gotowi są na itymność po latach rozłąki, rozumieją się bardziej niż ktokolwiek inny, ale czasami w ich relacji pojawiają się rysy.
Corbet tworzy obraz złożony, który oddziałowuje na wielu płaszczyznach. Zbudowany niczym spektakl teatralny z dwoma aktami i 15-minutową przerwą, daje przestrzeń na oddech i intensywny odbiórl dzieła. Film zarejestrowany na taśmie 70 mm jest równie minimalistyczny jak architektura Laszlo. Nie sposób oderwać oczu od wysmakowanych kadrów i stonowanych barw. Wreszcie nie sposób pominąć Adriana Brody’ego, który tworzy rolę wybitną, godną oscarowej nominacji. To postać pełna sprzeczności, która dźwiga na swych barkach ciężar przeszłych doświadczeń, ambicji i trudnej osobowości. Wyciszona, ale też gotowa na chaos myśli i działań. Świetnie towarzyszy mu Felicity Jones jako kobieta pełna godności, która nie poddaje się w obliczu ograniczeń przyniesionych przez silną osteoporozę przykuwającą ją do wózka. Dopełnieniem tej hipnotycznej ekranowej chemii jest Guy Pearce z wąsem i zaciętym spojrzeniem. Odmieniony w roli wpływowego bogacza tworzy jedną z lepszych ról w ostatnich latach.
„The Brutalist” to arcydzieło, które zasługuje na Złotego Lwa. Filmowa epopeja, od której nie sposób oderwać oczu. Mistrzowskie wykorzystanie formy w ramach opowiadanej historii. Corbet rośnie na ciekwego twórcę, którego po prostu trzeba śledzić.