– daję 5 łapek!

Utopijna radość bezpiecznego społeczeństwa? A może antyutopia? The Circle. Krąg mogło z łatwością stać się horrorem (stąd nieustanne skojarzenia z Kręgiem), jednak brakuje mu przejrzystej wizji, spójnej koncepcji i pełnokrwistych bohaterów gotowych udźwignąć ciężar konwencji sci-fi. Krążek kręci się cichutko. Powiela te same błędy i nie potrafi wyrwać się ze słabej powtarzalności banalnych wykładów na temat demokratycznej przyszłości.

The Circle

The Circle

The Cirle. Krąg –  amerykańskie Czarne lustra  (Black Mirrors)

Poprzednie filmy Jamesa Ponsoldta, Cudowne tu i teraz oraz Koniec trasy, były w pewnym sensie o dojrzewaniu i odkrywaniu własnej tożsamości. Głównie za sprawą ludzi otaczających bohaterów. Sutter (Miles Tiller) zmieniał się pod wpływem poznanej dziewczyny, a David Lipsky uczył rozumienia rzeczywistości i odkrywania jej wraz z pisarzem Davidem Fosterem Wallacem. Kameralne, niemal dwuosobowe, opowieści przepełnione były pełnokrwistymi emocjami oraz spójnymi wnioskami. Mistrzostwo spojrzenia na człowieka pozwalało podążać tropem bohaterów i angażować się w ich problemy. Po Mei (Emma Watson), w The Circle, można było oczekiwać wyraźnych deklaracji, przejmujących postaw i zachowań, a otrzymaliśmy tylko kilka inspirujących przemów w stylu TEDa, które rażą naiwnością przekonań i efektowną konstrukcją.

The Circle

The Circle

The Cirlce chce opowiedzieć o przyszłości, w której każdy mieszkaniec świata utraci prawo do posiadania prywatności w imię bezpieczeństwa i transparentności. Ponsoldt ustami Baileya (Tom Hanks) stawia pytanie o to, kiedy człowiek zachowuje się dobrze – czy jeśli wie, że jest obserwowany, to unika złych uczynków, łamania prawa czy dobrych obyczajów. Zastanawia się, jak daleko można się posunąć w budowaniu spójnej wizji rzeczywistości, w której wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Nie potrafi jednak przekroczyć granic absurdu, aby uwiarygodnić kreowany świat. Hermetyczna przestrzeń firmy technologicznej The Circle staje się bańką mydlaną, w której przebywa tylko kilkuset wybranych zapaleńców. W futurystycznej, i mocno ponurej, wizji przyszłości o wiele lepiej wypada serial Black Mirror.

Film Ponsoldta kuleje już na poziomie scenariusza: dziury logiczne, słabo zarysowane postaci i banalne rozwiązania. Trudno nawet uzasadnić bierną transparentność Toma Hanksa, która mogła być intrygująca przez nadanie wieloznaczności postaci, a utknęła w koleinach nudy i bezbarwności. Superwizjoner przyszłości nie jest ani demoniczny, ani niezwykle uzdolniony, tylko towarzyszy nagle oświeconej Mei. Emma Watson doskonale odnajduje się na scenie podczas charyzmatycznych przemówień, ale niknie, kiedy wchodzi w codzienną rzeczywistość. Zagubienie jej postaci znajduje odzwierciedlenie, bodaj w najbardziej kuriozalnej scenie, kiedy Mea płynąc kajakiem, gubi się we mgle. Zrozpaczona i przerażona zostaje uratowane dzięki nowemu systemowi obserwacji.

The Circle

The Circle

Mea staje trybikiem w rozpędzonej machinie. Wepchnięta w system społecznych zależności nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości bez internetu i egoistycznego przeglądania się w reakcjach wirtualnej publiczności. The Circle. Krąg przypomina dramat o poszukiwaniu tożsamości, zagubieniu jednostki w naiwnych poglądach o posiadaniu władzy i społecznej aprobaty. Ponsoldt zapomniał o niebezpieczeństwach cukierkowego przedstawienia. Film rozpływa się w nadmiarze długich przemówień i braku sensownej kondensacji fabularnych wydarzeń.

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply