Tonia Marcina Bortkiewicza to kino pojemne tematycznie, które z dziecięcym urokiem i swadą puszcza oko do widza. Lekkie i przyjemne z radością pokazuje nam kolorowy świat, który kręci się wokół fantazji, babci i tatka. I choć na ekranie króluje urocza aura, reżyser potrafi skutecznie, bez ostrzeżenia, wybudzić z letargu i uderzyć bolesnymi wyznaniami.

Jedenastoletnia dziewczynka o imieniu Tonia (czarująca Marinna Ame) mieszka wraz z babcią i tatą w małym miasteczku gdzieś w Polsce. To ona jest narratorem tej opowieści, zapraszając widza do swojego świata. Zafascynowana kinem buduje narrację niczym w dobrym filmie familijnym. Przełamuje czwartą ścianę i z radością oprowadza po swoim życiu. Bystra, wygadana i otwarta doskonale wyćwiczyła sztukę obserwacji. Jednak ukochana córeczka tatusia traci grunt pod nogami, kiedy dowiaduje się, że ojciec musi wyjechać do Włoch do pracy, a ona zostanie na kilka miesięcy w domu z babcią. Nie zamierza jednak poddać się bez walki i zrobi wszystko, by nie wsiadł on do autobusu i nie odjechał bez niej w siną dal.

Marcin Bortkiewicz zaprasza nas do świata, w którym bohaterka traci dziecięcą naiwność. W desperacji podejmuje się różnych działań, a jej drobne manipulacje doprowadzą do rodzinnej eskalacji, która odkryje prawdę na temat tacierzyństwa i macierzyństwa. W Tonii dużo mówi się o niezrozumieniu, samotności, kontroli czy niedopasowaniu do pełnionych społecznie ról. I choć tematy te pojawiają się gdzieś między wierszami, odciskają wyraźne piętno na całej opowieści. Drugi film Bortkiewicza jest zabawną tragikomedią, w której dziecięca siła i odwaga niosą w sobie spore pokłady nadziei. Tonia zaraża pozytywną energią, jest w ciągłym ruchu i działaniu, a drobne niepowodzenia nie są w stanie zbić jej z tropu.

Tonia potrafi zaskakiwać. Lekka i przyjazna formuła zostaje przełamana trzęsieniem ziemi w finale, a humor zamienia się w śmiech przez łzy. Bortkiewicz dobrze dawkuje emocje, choć dla mnie chce złapać za dużo srok za ogon. Mnogość tematów wprowadza lekki chaos myśli i interpretacji. Ten film opowiada o dziecięcej naiwności, bezgranicznej miłości, ale też niedojrzałości dorosłych, aborcji, nieumiejętności komunikowania się i rozczarowaniu rzeczywistością. To obraz dla dorosłych, ale opowiedziany z dziecięcej perspektywy. Ulotna bajka, która uderza w poważne tony. Bortkiewicz po Nocy Walpurgi pokazuje, że jest interesującym reżyserem, który nie idzie na skróty, a trudne i nieokreślone relacje bohaterów świetnie rezonują na ekranie. Słodko-gorzko, nie zawsze idealnie, ale przynajmniej jakoś!

daję 6 łapek!

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply