– daje 5 łapek!

Wielkie zimno to francuska komedia, której o wiele bliżej do skandynawskiego, nieco ułomnego i trudnego, humoru. Film Gerarda Pautonniera doskonale wpisuje się w klimat surowego i chłodnego patrzenia na rzeczywistość, nie tylko przez zimową aurę, ale przede wszystkim dzięki zdystansowanemu spojrzeniu na małomiasteczkowy świat bohaterów. Jest klimatycznie i momentami zabawnie w tej komedii omyłek, ale sam koncept umiera w banalnych rozwiązaniach ocierających się o klisze.

Wielkie zimno

Wielkie zimno

Karawan jedzie, pies szczeka, życie toczy się dalej w swym nudnym i powolnym tempie. Wielkie zimno rozpoczyna z werwą Coenowskiego opowiadania, zanurzając nas w małą społeczność, w której przygnębienie obrało tron. Nic się nie układa pomyślnie, a nawet zakład pogrzebowy stoi daleko od sukcesu i dobrego prosperowania. Pracownicy zaczynają dorabiać na boku bądź topić smutki w azjatyckiej knajpie, gdzie na dnie kieliszka pojawia się obrazek nagiej kobiety. Pautonnier rysuje przaśną rzeczywistość, czerpie humor z tragedii i wykorzystuje przerysowania. W końcu zazwyczaj skrajne emocje stają się najlepszym kompanem.

Tym sposobem patrzymy na znudzonych bohaterów, którzy próbują jak najlepiej wykorzystać swój potencjał. Podobnie jak Pautonnierem, który początkowo dobrze się bawi wyjściowym konceptem, w którym pogrzebowy orszak doświadcza serii niefortunnych wydarzeń. Szkoda tylko, że śmiech i komizm opierają się na oklepanych żartach i słabo zarysowanych postaciach-figurach. W ten sposób otrzymujemy księdza-łajdaka, niewybredny żart z tupecikiem i przewrotne zmartwychwstanie. Ciągle jednak czekamy na jakieś zaskoczenie, na charyzmatycznego bohatera, który poprowadzi karawan do finałowego komediowego rozpasania. Tymczasem na ekranie niewiele się dzieje, a wszelka ekspresja postaci zostaje zmrożona przez tytułowe wielkie zimno.

Wielkie zimno

Wielkie zimno

Francuska komedia wychodzi od dobrego pomysłu, początkowo bawi, ale niestety coraz bardziej mrozi banalnymi rozwiązaniami. Wielkie zimno opada z sił, kręci się w koło, a trupy nie wypadają z szafy. Wbrew pozorom – choć humor jest dość hermetyczny – Pautonnier tworzy dość grzeczną opowieść o życiu i śmierci. I odrobienie nadziei na szczęśliwe jutro. Szkoda tylko, że całość pokrył puchaty śnieg nudnego oczekiwania na wielki przełom w przewidywalnym opowiadaniu.

Related Posts

Po festiwalu w Toronto Przysięga Ireny zbierała dobre recenzje. Niestety nie będę podzielać tego...

Amy Winehouse była artystką, która potrafiła wejść głęboko w serce. Jej muzyka była pełna emocji,...

Alex Garland zabiera nas w centrum wojennego piekła niczym na rodzinną przejażdżkę na piknik....

Leave a Reply