Mówi, że od zawsze miała parcie na szkło, a aktorstwo jest spełnieniem jej marzeń. Irena Melcer podbija duży ekran, wcielając się w nieustępliwą i pewną siebie policjantkę Annę Szerucką. Z aktorką rozmawiamy o wchodzącej na nasze ekrany „Lokatorce” i „Sonacie”, która zdobyła serca publiczności na festiwalu w Gdyni.

Aktorstwo w twoim wypadku było bardzo przemyślaną drogą. Od początku wiedziałaś, że chcesz to robić i uparcie do tego dążyłaś. Skąd w ogóle wziął się pomysł na ten zawód?

Wydaje mi się, że mam parcie na szkło od małego. Mama zawsze opowiada anegdoty z mojego dzieciństwa o tym, że jak tylko pojawiała się kamera, ja byłam w pełnej gotowości. Od małego chodziłam na zajęcia artystyczne, do Teatru Muzycznego JUNIOR w Gdyni i do szkoły muzycznej. W liceum zaczęłam myśleć o szkole teatralnej. Nie pochodzę z rodziny aktorskiej, dlatego wielu rzeczy dowiadywałam i uczyłam się sama. Wchodziłam w ten świat z wielką niewiedzą.

Ta rzeczywistość cię mocno wciągnęła. Jak bardzo zmieniły się twoje wyobrażenia o aktorstwie?

Zmieniły się tak samo jak ja. Człowiek dojrzewa, uczy się wielu rzeczy. Na początku byłam bardzo zahukana i potrzebowałam dużego wsparcia i akceptacji, czego być może w szkole nie dostałam. Teraz wiem, że w tym zawodzie należy stawać za sobą, ufać swojej intuicji. Aktorstwo jest moją miłością i czuje się bardzo uprzywilejowana, że mogę robić w życiu dokładnie to co kocham. 

To zawód, w którym są jednak wzloty i upadki. Nie zawsze dostaje się role, które chciałoby się zagrać…

Czasami pojawiają się różne kryzysy, ponieważ ten zawód nie jest stały i wszystko, co dzieje się wokół nas odbieramy bardzo personalnie. Nauczyłam się jednak działać i być cierpliwym. Staram się robić też różne rzeczy. Jestem instruktorką pilates. To pomaga mi złapać zdrowy balans. 

Okres pandemii pozwolił ci rozwinąć skrzydła w tej dziedzinie…

Wcześniej nie miałam odwagi ani potrzeby, by wyjść z pilatesem tak intensywnie do ludzi i internetu. W pandemii, kiedy wszyscy byliśmy bez pracy, poczułam, że nie mogę siedzieć z założonymi rękami i postanowiłam rozkręcić moje social media. Dobrze wiedzieć, że oprócz aktorstwa realizuję się jeszcze w innym miejscu.

Świetna równowaga, która daje przestrzeń do tworzenia. Wracając do aktorstwa, opowiedz mi, czego szukasz w postaciach, które grasz.

Do każdego projektu podchodzę inaczej. W „Lokatorce” i „Sonacie” trafiłam na świetne role kobiet, które nie są wyłącznie ozdobą męskich bohaterów. Obie bohaterki otworzyły mi przestrzeń na nowe refleksje i wymagały ode mnie bardzo różnych środków aktorskich. 

Co ofiarowała ci Anna z „Lokatorki”?

Plan tego filmu był ciężki, ponieważ pracowaliśmy podczas drugiej fali pandemii. Wszyscy odczuwaliśmy pewne napięcie i obawę, żeby nikt nie zachorował. To pierwszy tak poważny projekt z tak dużą rolą, więc stres był podwójny. Wydaje mi się, że w trakcie pracy nauczyłam się kontrolować to napięcie. Czas spędzony na planie dał mi zaufanie do mojej intuicji. 

Opowiadacie o reprywatyzacji odbywającej się kosztem innych ludzi i osobom odpowiedzialnym za śmierć Janiny Markowskiej. Historia „Lokatorki” bazuje na losach i śmierci Jolanty Brzeskiej. Czy ty wcześniej znałaś tę sprawę?

Tak słyszałam o tragicznej śmierci pani Brzeskiej wcześniej, ale dopiero do filmu pogłębiła te wiedzę i zaczęłam się na poważnie interesować reprywatyzacją i tym co wokół niej się dzieje w naszym kraju. Mam wrażenie, że to wciąż jest przemilczana sprawa, a proceder, o którym mówimy, nadal trwa. Wciąż jest wiele ofiar systemu, które – zgodnie z prawem – tracą swoje domy i dotychczasowe życie.

Co najbardziej zafascynowało cię w twojej postaci?

Chyba tak naprawdę najciekawsze było to, że to bohaterka bardzo wrażliwa na ludzką krzywdę, z pozoru delikatna a jednocześnie bardzo odważna i idąca po swoje.

Można się zastanawiać, czy ona jest odważna czy raczej naiwna w swoim upartym dążeniu do celu?

Na pewno ma w sobie dużo naiwności i wiary w to, że sama jedna może coś zdziałać. Ja też staram się pozytywnie traktować świat i wierzę w to, że dobro powraca. Anna zdaje sobie sprawę, że rozpoczęła trudne śledztwo, ale chce je doprowadzić do końca. Stąd ta odwaga, która staje się bezczelnością. To taka siła, by sprzeciwiać się układom, o których mocy nie ma pojęcia. Myślę, że gdyby w pełni miała świadomość przeciwko komu rozpoczyna walkę, to zastanowiłaby się, czy ją podejmować.

To taka idealistka, która wierzy w to, że naprawi świat…

Lubimy takich bohaterów, którzy są gotowi za nas walczyć. Anna jest właśnie taką osobą. Staje w obronie słabszych. Być może właśnie takich osób brakuje w naszej rzeczywistości. 

Sama lubię oglądać odważnych ludzi, którzy wstawiają się za kimś bezbronnym. W kinie potrzebujemy takich bohaterów, którzy dają nam nadzieję i pokazują, że nawet w pojedynkę można wiele zdziałać. 

Ona też jest przedstawicielką „milenialsów”, jak to zauważa bohater grany przez Marka Kalitę. wierzy, że wszystko jest możliwe i czas wprowadzić nowe porządki. 

Nie chciałabym oceniać tego, czy poprzednie pokolenie nie działało skutecznie, ale czuję wśród moich rówieśników nowy rodzaj odwagi, chcemy zmian. Pojedyncze protesty przeradzają się w te grupowe i mają jakieś skutki. Zawsze na początku jakichś zmian są kryzysy, z których trzeba wyjść, by zbudować nowe rzeczy. Mam poczucie, że zarówno moje pokolenie, jak i to młodsze jest rządne zmian. Widzimy, że obecne systemy są nie skuteczne i wymagamy od siebie i obecnych układów konkretnych kroków, by coś ruszyło w innym kierunku. 

Dowodem na to, że coś nie działa w różnych systemach jest „Sonata”. To film kameralny, ale też społecznie zaangażowany, w którym grasz u boku nagrodzonego na festiwalu w Gdyni Michała Sikorskiego.

Faktycznie to jest kolejna produkcja o walce z systemem, ale niesie ona w sobie spore pokłady nadziei i światła. Główny bohater Grzegorz Płonka, grany przez arcyzdolnego Michała Sikorskiego, ma w sobie dużo sprzeczności, a zarazem jest pełen wdzięku i to sprawia, że „Sonata” naprawdę porusza widza w kinie. 

Czego w takim razie można ci życzyć na przyszłość?

Mam parę marzeń, o których nie chcę mówić jeszcze głośno, żeby nie zapeszać 🙂 Na pewno chciałabym grać dalej bohaterki, które stanowią o sobie same, które nie są tylko piękną` figurą u boku głównego bohater. Tak więc życzę sobie kolejnych głównych ról i odważnych, niezależnych kobiet do zagrania. 

Related Posts

Sad dziadka czyli Wołyń ujęty zupełnie inaczej niż nas przyzwyczajono. Rozmawiamy z reżyserem...

Wystąpiła w wielu znanych serialach telewizyjnych, takich jak „Belfer” czy „Barwy szczęścia”. W...

„Nie myślę o „Słoniu” jako o filmie prowokacyjnym albo moralizatorskim. To czuła i delikatna...

Leave a Reply