Oleg Sencow jest ukraińskim reżyserem, który stał się znany na całym świecie, kiedy został więźniem politycznym. Był uczestnikiem Euromajdanu i właśnie tam stworzył swój pierwszy film, który przez władze rosyjskie został uznany za akt terroryzmu. Sentsov trafił do więzienia i właśnie stamtąd wyreżyserował swój kolejny film. „Numery”, będące polską koprodukcją, miały swoją premierę na festiwalu w Berlinie, gdzie udało nam się porozmawiać z reżyserem.

Film będzie można zobaczyć na Ukraina! 5. Festiwal Filmowy.

Jak znalazłeś ten projekt. Dlaczego zdecydowałeś się opowiedzieć tę historię?

Oleg Sencow: Moja była żona uwielbiała oglądać biatlony. Oglądałem je razem z nią. Byłem biernym obserwatorem, jednak nocami powracały do mnie obrazy tych biegnących ludzi z numerami na piersi. Było coś dziwnego w tym świecie. Myślałem o tym niemalże przez dwa lata. W związku z tym, że ten temat ciągle mi towarzyszył, postanowiłem coś z tym zrobić. Tak w ciągu 10 dni powstał tekst sztuki teatralnej. Od tego momentu minęło 9 lat, a ja jestem szczęśliwy, że moje myśli zmieniły się w coś dobrego. 

Czy Twój pobyt w więzieniu miał wpływ na scenariusz? Zmienił go w jakiś sposób?

Nie.

Dlaczego?

Dlaczego miałoby to zmienić sztukę? To była zamknięta rzecz, którą napisałem przed laty. Decyzja polegała tylko na przeniesieniu tego na ekran.

Dlaczego tak długo czekałeś od napisania tekstu do jego realizacji?

Ten tekst powstał dawno temu, proponowałem go wielu teatrom i nikt nie chciał go zrealizować. Wciąż jednak wierzyłem w jego wartość. Potem zostałem aresztowany, zyskałem sławę, a moje produkcje stały się znane. Moi przyjaciele zaczęli mnie wspierać, wspólnie zastanawialiśmy się, co mogę jeszcze zrobić i wtedy postanowiłem pokazać teatrom ten tekst jeszcze raz. Kiedy myślałem o filmie, zależało mi, aby w formie opowiadania pozostała ta teatralność. To jedyny sposób, żeby temat mógł wybrzmieć. 

Jak wyglądał proces reżyserowania z więzienia?

Jedyne narzędzia, jakie posiadałem to listy i fotografie. Mój prawnik mógł mi je jedynie pokazywać przez szybę. To była jedyna oficjalna i legalna możliwość działania. W ten sposób mogliśmy się komunikować przez rok. Tak współpracowaliśmy z moją ekipą. Sprawdzałem scenografię, kostiumy czy obsadę.

Czy władze były zainteresowane tym, co wysyłasz i czego dotyczą spotkania?

Strażnicy raczej nie byli niczym zainteresowali. Patrzyli na mnie jak na dziwnego faceta, który robi dziwne rzeczy. Interesowały ich tylko rzeczy materialne i pieniądze. 

Za zdjęcia jest odpowiedzialny polski operator, Adam Sikora. Jak go znalazłeś i wybrałeś?

Film posiada polskiego koproducenta i w odniesieniu do umowy, jaka została zawarta między nami, byłem zobowiązany do zatrudnienie operatora z Polski. Zostało mi zaproponowanych kilka nazwisk i wybrałem Adama, ponieważ wiedziałem, że jego klasyczny i minimalistyczny styl będzie najbardziej odpowiedni do tej historii. 

Prace nad tym projektem były długie i utrudnione. Czy zawsze wierzyłeś, że uda ci się doprowadzić do jego premiery na dużym ekranie?

Byłem przekonany, że ten film trafi do kin. Miałem jednak wątpliwości, co do jego jakości, ponieważ zdecydowałem się na unikatowy i wyjątkowy styl opowiadania. Powstało wiele produkcji bazujących na spektaklach teatralnych, ale żaden reżyser nie pracował nad danym projektem zdalnie. To było unikatowe doświadczenie, ale mam nadzieję, że nie będę musiał go powtarzać.  

Czy finalna wersja filmu sprostała twoim oczekiwaniom?

Pierwszy raz zobaczyłem swój film w Berlinie, podczas jego premiery. Kiedy opuściłem więzienie, praca nad montażem była już na finiszu, dlatego zdecydowałem, że nie chcę zaburzać tego procesu. Akhtem Seitablaev, mój współreżyser, miał już prawie skończony projekt i nie chciałem się wtrącać. Ja byłem zaangażowany na wstępnym etapie produkcji. Akhtem zajął się reżyserią na planie.

Co poczułeś, kiedy zobaczyłeś gotowy film?

Jestem bardzo zadowolony, że mój pomysł znalazł się na dużym ekranie. Niemniej jednak projekt został zrealizowany przez kogoś innego. To jak urodzić dziecko, oddać je od razu do rodziny zastępczej i zobaczyć je ponownie, kiedy już dorośnie. Wiesz, że to twoje dziecko, ale to nie ty je wychowałeś.  Wszystko, co zrobiłem: scenariusz, wybranie detali i obsady jest bardzo ważne, ale dusza projektu rozwija się na planie. To za nią był odpowiedzialny Akhtem. 

Teraz jesteś filmowcem i aktywistą. Jak udaje ci się zachować balans między tymi dwoma światami?

To bardzo trudne zadanie. Kinematografia i tworzenie filmów są czymś, czego potrzebuję. A z drugiej strony nie mogę zignorować faktu, że w moim kraju toczy się wojna. Nie mogę w pełni poświęcić się kinu, wiedząc, że Rosja nadal okupuje naszą ziemię. 

Related Posts

Sad dziadka czyli Wołyń ujęty zupełnie inaczej niż nas przyzwyczajono. Rozmawiamy z reżyserem...

Wystąpiła w wielu znanych serialach telewizyjnych, takich jak „Belfer” czy „Barwy szczęścia”. W...

„Nie myślę o „Słoniu” jako o filmie prowokacyjnym albo moralizatorskim. To czuła i delikatna...

Leave a Reply