Piotr Witkowski stał się aktorskim odkryciem za sprawą roli Tomka Chady w filmie „Proceder”. Od tego momentu nie może narzekać na brak pracy. Na premierę czeka pięć produkcji z jego udziałem. Wkrótce na naszych ekranach pojawi się w „Mistrzu” Macieja Barczewskiego. Nam opowiedział o roli kapo, ponownym spotkaniu z Piotrem Głowackim i przygotowaniach do pracy.

Aktorstwo daje Ci możliwość zmierzenia się z różnymi postaciami i sytuacjami. W „Mistrzu” odbyłeś podróż w czasie do rzeczywistości II wojny światowej. Co odkryłeś dla siebie w opowiadanej historii?

Odkryłem coś, czego chyba nie da się doświadczyć w inny sposób. Mianowicie, kiedy byliśmy ubrani w doskonale odwzorowane kostiumy, w bardzo autentycznej scenografii, wyraźnie odczułem, jakim strasznym „zakładem pracy” do taśmowego masowego zabijania ludzi było Auschwitz. Staliśmy w trójkę z Grzegorzem Małeckim i Marcinem Bosakiem i naprawdę ciężko było nam patrzeć na to, co dzieje się z „więźniami”. Raz nawet reżyser myślał, że zapomniałem grać w scenie, a ja po prostu – jako postać – odwracałem wzrok, żeby nie musieć patrzeć na zamordowanie jednej z postaci.

Jak podszedłeś do budowania swojej postaci? Kim jest Walter?

Walter to były mistrz bokserski, który nie chce, żeby jedyną rozrywką SS-manów było znęcanie się nad ludźmi. Proponuje rozpocząć „zawody” bokserskie, które miałyby zająć uwagę zarówno SS-manów, jak i więźniów. Myślę, że zależało mu na zawodach, ponieważ jako były zawodnik bardzo kochał sport. Budowaliśmy to tak, że Walter jako kapo był wcielony do obozu, nie do końca ze swojej woli i chciał znaleźć „odskocznię” dla głowy i emocji.

Czy szukałeś informacji na temat pierwowzoru postaci?

Tak, dostałem materiały źródłowe od Maćka Barczewskiego – reżysera. Ale nie szukaliśmy podobieństwa między mną a nim, tylko raczej podobieństwa w postawie, podejściu. Nie zgadzał się, np. wiek mój i oryginału, ale to dla naszej historii nie miało większego znaczenia.

Jak wyglądały Twoje przygotowania do roli? Poświęciłeś dużo czasu na treningi?

Nasza walka w kamieniołomie przygotowywana była przez 3 miesiące. Raz nawet Piotr Głowacki dostał niestety ode mnie w nos i przelał krew na ołtarzy sztuki. Na szczęście dość niegroźnie. Ale mieliśmy też normalne próby stolikowe z Piotrkiem i Maćkiem. 

Co był dla Ciebie najważniejsze podczas pracy nad tą produkcją? 

Żeby niczego nikomu nie zepsuć. Czułem, że mówienie po niemiecku, boks i niewielki gabaryt roli są czynnikami, które sprawiają, że muszę sprowadzić się do roli narzędzia, którym reżyser i producent mają tylko podprowadzić opowiadaną historię. 

Piotr Głowacki przeszedł niesamowitą przemianę do tej roli. Czy mógłbyś powiedzieć nieco więcej o pracy z nim na planie? Jak wyglądało Wasze spotkanie?

Z Piotrkiem do tej pory pracowałem już 4(!) razy. Za każdym razem jest bardzo przygotowany, pokorny, oddany pracy i bardzo koleżeński. Poświęca energię nawet tam, gdzie nie musiałby – tylko po to, żeby pomóc kolegom w scenach. Czy była 1 czy 3 w nocy, przy bardzo niskich temperaturach, latał po planie w kostiumie, czyli samych spodniach i robił pompki, żeby się nakręcić przed każdym ujęciem. To niezwykłe absolutnie podejście odbieram jako nadludzki wysiłek, żeby opowiedzieć życie realnej postaci, którą ludzie znają i pamiętają. Żeby nie wykorzystać postaci dla swoich celów, tylko oddać się postaci, dla złożenia jej pewnego rodzaju hołdu. 

Jak myślisz, dlaczego warto zobaczyć ten film?

Potrzeba nam herosów. Kogoś ,na kogo moglibyśmy patrzeć i wzorować się. W naszym świecie jest takich ludzi coraz mniej, bo każdego prędzej czy później obrzuca się błotem. A tu znaleziono faceta, który był naprawdę aż tak niezłomny, że może być przykładem dla każdego.

Tadeusz Pietrzykowski to nieoczywisty bohater, który napawa optymizmem, pokazując, jak wiele znaczy hart ducha i walka o człowieczeństwo. To wzór cnót i odwagi, który powinien stanowić dla nas inspirację. A czy w Twoim życiu jest taki mistrz, na którego patrzysz z podziwem? Dodaje Ci sił?

Jest nim droga do perfekcji i głód nowych wyzwań. Poznaję masę fantastycznych ludzi. Większość tych, których podziwiam łączy pewien mindset i to raczej on mnie przyciąga – to chciałbym osiągnąć. Bardzo lubię dobrze myśleć o ludziach, bo wtedy można się czegoś nauczyć od prawie każdego na naszej drodze.

Masz swoich aktorskich mistrzów? 

DeNiro (niezmiennie), Pitt, Ledger, Seymour-Hoffman, ale też np. Florence Pugh.

To jest Twój czas. Na premierę czekają produkcje z Twoim udziałem: „The End”, „Gierek”, „Inni ludzie”, „Krime Story. Love Story”. Czego możemy się po nich spodziewać?

Tego, że każdy jest kompletnie inny. Nie potrafię znaleźć wspólnych punktów ani w formie, ani w treści między tymi tytułami.

Czego życzyłbyś sobie na kolejne miesiące? 

Naprawy klimatu na świecie.

Related Posts

Sad dziadka czyli Wołyń ujęty zupełnie inaczej niż nas przyzwyczajono. Rozmawiamy z reżyserem...

Wystąpiła w wielu znanych serialach telewizyjnych, takich jak „Belfer” czy „Barwy szczęścia”. W...

„Nie myślę o „Słoniu” jako o filmie prowokacyjnym albo moralizatorskim. To czuła i delikatna...

Leave a Reply