Nareszcie polskie seriale komediowe zaczynają prawdziwie bawić. Nabieramy dystansu do siebie, swojej historii i obśmiewanymy utrwalone stereotypu. W końcu codzienne obserwowanie rzeczywistości i tworzenie memów wychodzi nam wyśmienicie. W 1670 twórcy korzystają z tej memicznej formuły, ale opowiadają też o czymś więcej. To serial o polskiej megalomanii, grze pozorów, micie sarmackiej wielkości i odwiecznym pragnieniu bycia lepszym niż sąsiad. Jakuba Rużyłło zaprasza nas do przeszłości, by trafnie opowiadać o współczesności w kontekście dziedzictwa naszych przodków.

1670: z uśmiechem i śmiechem o nas samych

Znajdujemy się we wsi Adamczycha. Jest rok 1670. Polska jest zmęczona i zniszczona po wojennych zawieruchach, potopie szwedzkim i powstaniach. Widać, że stara podnieść się z kolan, budując wizję najlepszego państwa na świecie. Jan Paweł Adamczewski (Bartłomiej Topa) z uśmiechem na ustach i werwą jest reprezentantem polskiej szlachty, a zarazem właścicielem (mniejszej) połowy wsi, w której rozgrywa się akcja. Pochłonięty marzeniami o pozostaniu najsłynniejszym Janem Pawłem ogranicza się do podbojów swojej małej ojczyzny. Pełen najpiękniejszych wizji z przerośniętym ego i z narcystycznymi zapędami daleki jest od wielkich czynów. W gruncie rzeczy to strachliwy i skupiony na bezpiecznym życiu człowiek, który więcej mówi niż robi.

W jego codziennym życiu towarzyszy mu rodzina. Syn Stanisław (Michał Balicki) jest dziedzicem, w którym Jan Paweł pokłada wszelkie nadzieje na przetrwanie rodu i utrzymanie majątku. Jakub (Michał Sikorski) to przedstawiciel duchowej korporacji. Z żyłką do interesów potrafi gromadzić pieniądze, ale niestety majątek mu nie przypadnie. Z kolei córka Aniela (Martyna Byczkowska) to zapalona ekolożka i orędowniczka równości, która za nic ma szlacheckie tradycje i rytuały. Woli podążać za sercem niż powinnościami. Jest jeszcze żona Zofia (Katarzyna Herman), której ulubionym cytatem motywacyjnym jest memento mori. Ich różnorodność staje się źródłem komizmu, a zupełnie inne patrzenie na rzeczywistość napędza akcję, dając przestrzeń do kąśliwych uwag i trafnych spostrzeżeń na temat polskich przywar.

Przeczytaj także: The Office PL

1670 w końcu nie podchodzi do historii na kolanach. Reinterpretacja sienkiewiczowskich mitów daje nam oddech i puszcza oko do widzów. Polskość i Patriotyzm ulegają ponownej interpretacji, a dystans do siebie sprawia, że z większym humorem i lekkością podchodzimy do historii i jej wpływu na współczesność. Maciej Buchwald i Kordian Kądziela w ośmioodcinkowej opowieści czerpią z popkultury pełnymi garściami i uciekają od nadęcia w opowiadaniu o dawnych czasach. Ten serial pełen jest autoironii, kąśliwego humoru, trafnych dialogów i aktorskich perełek.

Netfliksowa produkcja przywodzi na myśl The Office PL, które skutecznie obśmiewa korporacyjną rzeczywistość. Bohaterowie łamią czwartą ścianę, wygłaszają monologi i wymownie spoglądają do kamery, jakby w oczekiwaniu na reakcję na rzuconą puentę. 1670 z powodzeniem można porównać do Wielkiej, która bawi się historycznymi prawdami, pokazując ludzkie przywary. W końcu serial czerpie z mitu sąsiedzkich konfliktów, przywodząc na myśl mocno osadzonych w naszej popkulturze Kargula i Pawlaka z Samych swoich Sylwestra Chęcińskiego. Cieszy fakt tak bogatych odniesień i inspiracji, które odwołują się do literackich klasyków (Fredro, Sienkiewicz), jaki kultury popularnej (Monty Python).

Przeczytaj także: Morderczynie

1670 w każdym odcinku podejmuje inny temat i daje przestrzeń, by odpowiednio od wybrzmiał. W ten sposób na pierwszy plan trafiają religijność, równość, ekologia, uczuciowe zawirowania, korporacyjne cwaniactwo czy mesjanistyczne zapędy. Po głowie dostaje się grze pozorów, sąsiedzkim animozjom, męskiej dumie i ksenofobii. Twórcy nie oszczędzają nikogo i nie zamierzają brać jeńców w tej bitwie o dystans do nas samych. Do walki zaprzęgają ostrą satyrę i celne żarty. Tak zabawnie dawno nie było.

W najnowszej polskiej produkcji Netfliksa można chwalić scenariuszową dezynwolturę, ale całość zyskuje na jakości za sprawą świetnego aktorstwa. Bartłomiej Topa jest w najlepszej filmowej formie, wychodząc z depresyjnych klimatów ostatnich produkcji, w których się pojawił (Skazana, Zachowaj spokój). Zachwyca lekkością. Świetnie balansuje między cringem a pewnością siebie. To on jest wodzirejem na tej historycznej zabawie i nadaje całości tempa. Towarzyszą mu wyśmienici koledzy i koleżanki – nie wymienię wszystkich, by kogoś nie pominąć, ale każda rola zasługuje tutaj na uwagę. 

Buchwal i Kądziela bawią się formą. Wstają z kolan i z uśmiechem na ustach opowiadają o polskich przywarach. 1670 to produkcja pełna lekkości, scenariuszowego szaleństwa, prawdziwie zabawnych dialogów, odpowiedniej porcji memiczności i aktorstwa na najwyższym poziomie. Warto sięgnąć po tę propozycję w pozbawione słońca dni. Uśmiech gwarantowany,

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply