Egzotyczna uroda i hipnotyzujące spojrzenie sprawiają, że trudno oderwać oczy od Angeli Sarafyan. Amerykańska aktorka armeńskiego pochodzenia regularnie pojawia się w popularnych serialach „Zabójcze umysły”, „American Horror Story” czy w cieszącym się popularnością „Westworld”. Zagrała u boku Marion Cotillard w filmie „Imigrantka”, a teraz będzie można ją podziwiać u zdobywcy Oscara Terry’ego Georga w filmie „Przyrzeczenie”.
Wielokulturowa Europa zostaje podzielona I wojną światową. Tureckie wojsko rozpoczyna brutalne działania wymierzone w armeńską ludność. Rozpoczyna się najkrwawsza rzeź, a w jej centrum znajdują się niewinni bohaterowie. Miłosny czworokąt i walka o przetrwanie stają się esencją filmowej opowieści Terry’ego Georga. Reżyser, który nie boi się podejmować trudnych tematów, obnażać polityczną obłudę i powierzchowność, przedstawił niezwykle emocjonalną i poruszającą historię ludzi wplątanych w zawieruchę dziejów.
„Przyrzeczenie” nie pokazuje jasnej strony człowieczeństwa. Opowiada o ludobójstwie, które przez wiele lat stanowiło temat tabu. Dla Ciebie to niezwykle osobista opowieść.
Angela Sarafyan: Moi prapradziadkowie byli Ormianami i ocaleli z ludobójstwa. Byli sierotami, jak te, które przedstawiamy w filmie. Dorastałam w tej historii, ucząc się tego, przez co wszyscy przeszli. Te wydarzenie wpłynęły na cały naród, odcisnęły swoje piętno w naszym DNA. Historia zmienia ludzi, to zostało udowodnione naukowo. Ormianie noszą w sobie smutek. I ja to widzę, kiedy patrzę w ich oczy.
Takie zakorzenienie w historii sprawiało, że denerwowałaś się dużo bardziej?
Bardzo denerwowałam się czekaniem na rozpoczęcie zdjęć. Przed planem zadawałam sobie mnóstwo pytań, jak to będzie, co się wydarzy i co, jeśli mnie nie polubią, w końcu się nie znamy. Kiedy zaczynam pracę, wszystko mija. Oscar Isaaca bardzo hojny aktor, któremu można zaufać. Stworzył nam bezpieczną przestrzeń, w której mogliśmy wielu rzeczy próbować. Mieliśmy między sobą bardzo intymne chwile, a kamera po prostu nam towarzyszyła.
Podobna intymność i zaufanie towarzyszyła Twojej pracy z Marion Cotillard w filmie „Imigrantka”?
Przed pracą na planie nie znałam Marion. Kiedy spotkałyśmy się pierwszy raz, to było niesamowite przeżycie. Od razu poczułyśmy, jakbyśmy były siostrami. Między nami narodziła się specyficzna więź, od razu zaczęłyśmy płakać. Wiele się od niej nauczyłam, dzięki temu, że mogłam podglądać, jak pracuje. Z jakim oddaniem wchodzi w role, niezależnie od warunków czy wymagań reżysera. W ogóle nie dawała po sobie poznać, że jest zmęczona, szczególnie w scenach trudnych fizycznie. Lubię pracować z ludźmi, którzy potrafią tworzyć poczucie wspólnoty na planie.
Tak jest z Terrym Georgem?
Terry to bardzo wrażliwy reżyser. On doświadcza i czuje wszystko, co go otacza. Wie, że opowiada o ważnych rzeczach, ale skupia się na pracy. Potrafi bardzo subtelnie zmieniać sposób grania i postrzegania sceny. Nawet mała zmiana ułożenia głowy podświadomie wpływa na moje rozumienie tego, co dzieje się z postacią. A Terry daje przestrzeń na próbowanie.
Ten film jest czymś więcej niż zapisem historycznych faktów…
Pozwala zrozumieć ludzi w danej sytuacji. Kiedy zobaczyłam „Listę Schindlera”, to nie była dla mnie tylko opowieść o tragedii, ale o ludzkich relacjach i związkach. Starałam się zrozumieć, przez co musieli przejść. To dało mi szerszy kontekst i uzmysłowiło, jak kultura jest ważna. To ona nas przywiązuje do społeczności, pozwala tworzyć wspólnotę, a dzięki temu przetrwać. „Przyrzeczenie” dotyka bardzo uniwersalnych prawd, które można również wpisać w kontekst tego, co obecnie dzieje się na świecie.
Co pomogło Ci podczas przygotowań?
Moja bohaterka jest tradycyjną ormiańską kobietą. Ucieleśnia niewinność, naiwność, oddanie i miłość do Michaela – postaci granej prze Oscara Isaaca – i rodziny. Dla niej to najważniejsze wartości. W przygotowaniach pomogły mi rozmowy z prapradziadkami. Interesowało mnie, jak wtedy wyglądało życie na wsi, jakim rytmem się toczyło aż po najprostsze sprawy, jak przechowywanie żywności. Wiedziałaś, że trzymano ją w dole wykopanym w ziemi? Zazwyczaj szukano takiego miejsca, gdzie nie dochodzi słońce i tam budowano dom. W najciemniejszym kącie chowano jedzenie, dzięki czemu udawało się zachować świeżość. Poza tym kobiety z danej wsi co tydzień zbierały się i wspólnie piekły chleb. Życie na wsi było bardzo zorganizowane, a ludzie żyli razem. Bardzo wciągnęłam się w tamte historie w poszukiwaniu szczegółów, które złożą się na większy obraz. Istnieje wiele spraw, których nawet się nie zauważa, ale dostarczają mi niezbędnych informacji do zbudowania postaci.
Tak jest z kostiumem?
To, co ubieram, wpływa na to, jak się czuję. Myślę, że chodzi tutaj o energię. Zupełnie inaczej wyglądają oczy czy włosy w momencie, kiedy jest się całym zakrytym czy ubranym na czarno. Tradycyjny strój, jaki nosiła Maral, bardzo mi pomógł zbudować tę postać. Wpływa on na sposób poruszania czy wspomnianą energię. To zupełnie inny styl, od tego który sama lubię. Szczególnie, że uwielbiam się przebierać, zmieniać ubrania i próbować czegoś nowego.
Czy ten film zmienił Cię jako człowieka?
Aktorstwo daje mi możliwość poszerzania horyzontów i zrozumienia ludzi. To rodzaj przetrwania w świecie. W mojej głowie pojawia się wiele pytań, na które nie otrzymałabym odpowiedzi, gdybym po prostu żyła moim życiem. Ten zawód pozwala mi dotrzeć do spraw, które mogą być dla mnie różne. Testuje mnie w różnych sytuacjach. Moje bohaterki pokazują mi inny sposób życia. Dzięki pracy przy „Przyrzeczeniu” dojrzałam jako kobieta. Przez kilka miesięcy żyłam innym życiem. Myślę, że film będzie nośnikiem informacji dla ludzi, którzy nie mieli o niej pojęcia. Mam nadzieję, że nie będzie odebrany tylko jako opowieść o bólu i cierpieniu, ale również o miłości i nadziei.