Wrażliwa, skromna i z ogromną intuicją – Aleksandra Adamska to aktorski kameleon. Świetnie debiutowała u Aleksandry Terpińskiej w krótkim metrażu „Ameryka”, widzowie pokochali ją w „O mnie się nie martw”, zagrała w komedii świątecznej u boku Mateusza Damięckiego („Miłość jest wszystkim”). Prawdziwie zaskoczyła widzów, wcielając się w Pati w serialu „Skazana”. Aktorka opowiedziała nam o swojej filmowej przygodzie i miłości do życia.

Źródło: TVN

Czym dla ciebie jest kino?

Kino dla mnie jest podróżą, przeżyciem, pracą i rozwojem.

Kiedy zdawałaś do szkoły teatralnej, myślałaś bardziej o teatrze czy pracy przed kamerą?

Idąc na studia, już grałam w teatrze muzycznym, więc naturalne było dla mnie to, że będą dalej podążała tą drogą. Wtedy jeszcze bałam się tego, co to znaczy granie przed kamerą. Nie znałam tego. Nie wiedziałam, z czym to się je. W trakcie studiów grałam w teatrze, ale poczułam też, że chcę się rozwijać w innych kierunkach. A kino czy serial to zupełnie coś innego niż gra przed widownią.

Jak wspominasz swój debiut przed kamerą?

To było skrajnie stresujące. Byłam wtedy na drugim roku studiów i dostałam epizod w serialu „Pierwsza miłość”. Grałam z moim ówczesnym chłopakiem całującą się parę, więc byliśmy bardzo szczęśliwi, że przeżywamy ten stres we dwójkę. Pamiętam, że dostałam wtedy, jak na realia studenckie, jakieś ogromne pieniądze. Cieszę, że to nie było aż tak traumatyczne jak niektóre kolejne projekty.

Wciąż dużo mówi się o mobbingu w teatrze czy na planach. To ciężka branża dla młodych aktorek? Opowiedz o tych traumatycznych projektach.

To był kolejny epizod. Uważam, że epizody są najbardziej stresujące, ponieważ wchodzi się do ekipy, której się nie zna, nikt nie zwraca na ciebie uwagi, nie zna twojego imienia. Takie bezosobowe traktowanie jest bardzo trudne, szczególnie że jestem wysoko wrażliwą osobą. Grałam dziewczynę w poczekali w jednym z seriali i pamiętam, że bardzo się stresowałam. Miałam kilka zdań monologu. Reżyser był bardzo nieprzyjemny, wydawał niejasne polecenia i sprawiał, że jeszcze bardziej się denerwowałam. Do tego szwenkier (najbliższy współpracownik operatora filmowego, pod jego kierownictwem własnoręcznie obsługujący kamerę- przyp.red.) prosił o zupełnie inne rzeczy, niż te które przed chwilą usłyszałam. To była dla mnie bardzo trudna sytuacja. 

Przeczytaj także: Dookoła kina z Marietą Żukowską

Chyba zupełnie inaczej było z Aleksandrą Terpińska przy krótkim metrażu „Ameryka”?

To była doskonała współpraca i pierwsze tak poważne doświadczenie. Dla mnie to taki pierwszy moment, w którym walczyłam o siebie. Myślę, że w tej asertywności pomógł mi fakt, że Ola sama była jeszcze studentką, a castingi odbywały się w szkole. Grałam Dżastinę i intuicyjnie czułam, że to jest coś, czego chcę. Pamiętam, że Ola zadzwoniła do mnie i powiedziała, że bardzo jej się podobałam, ale jestem za ładna do tej roli. Nie poddałam się bez walki i poprosiłam ją o danie mi szansy. Kiedy przyjechałam na próbne zdjęcia, miałam przetłuszczone włosy i niesamowity odrost, obdrapany lakier i naprawdę fatalne ubrania. Byłam kompletnie przygotowana! I to wszystko zadziałało. Na tych zdjęciach świetnie grało nam się z Martą Mazurek i tak trafiłam do „Ameryki”. 

Ola Terpińska jest bardzo zdolna i wie, jaki efekt chce osiągnąć. Potrafi dać aktorom dużą przestrzeń. Wie, w którym momencie coś powiedzieć, docisnąć, pociągnąć jakąś emocję.

Źródło: TVN

Czy takim reżyserem jest też Bartek Konopka, z którym pracujesz przy „Skazanej”?

On sprawia wrażenie kogoś, kto właściwie nie reżyseruje, ale to absolutnie nieprawda. Daje przestrzeń aktorom, kiedy widzi, że są oni pewni swojej wizji. Tak jak przy Pati. Nigdy nie byłam pewniejsza. Ona po prostu przeze mnie przepływa. Bartek już na początku powiedział mi, żebym płynęła i nie zatrzymywała się. Mimo tego potrafi podejść na planie i powiedzieć, żebym zrobiła coś inaczej albo lżej. Cały czas kontroluje sytuację. Bardzo umiejętnie potrafi dmuchnąć w żagle, ale i zaciągnąć hamulec, kiedy trzeba.

Dzięki temu Pati jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci polskiego serialu.

Cieszę się, że ma taką siłę rażenia. Lubię, kiedy postaci są jakieś, wyraziste. Czasem fajnie coś narysować grubą kreską. Nie chodzi o to, żeby było jak najwięcej widzów, ale żeby znaleźć swojego odbiorcę, który będzie podążał za tymi bohaterami i historią. Uwielbiam, że na Netfliksie można zobaczyć kompletnie różne rzeczy. Masz ochotę na coś odjechanego i wulgarnego, oglądasz „Big Mouth”. Animowaną bajkę o dojrzewaniu na grubo. Jeśli to nie twoje poczucie humoru, po prostu wybierasz coś innego. 

Co w takim razie dla ciebie oznacza dobre kino?

To samo, co oznacza dla mnie dobra książka. Czyli świat, który cię pochłania na te półtorej czy dwie godziny. Zapominasz, że jesteś w sali kinowa czy siedzisz na kanapie, ale przenosisz się do tamtego świata i nie widzisz nic innego. 

Co ostatnio przeniosło cię do innej rzeczywistości?

Ostatnio staram się podtrzymywać i nie obniżać swoich wibracji, dlatego jak to tylko możliwe oglądam rzeczy o pozytywnym przekazie, komediowe albo wzruszające, ale z happy endem. Taki był „Opiekun” („The Fundamentals of Caring”). 

Przeczytaj także: Dookoła kina z Martą Ścisłowicz

A masz film, do którego możesz wracać i nigdy ci się nie znudzi?

Uwielbiam i znam na pamięć „Kilera”. To film mojego dzieciństwa. Z siostrą cytowałyśmy kultowe teksty. Podejrzewam, że to nie oczywista odpowiedź. Pewnie większość wymienia jakieś dramatyczne i wielkie kino, a ja wybieram to bardziej przyziemne i lekkie. 

Mówisz, że to film twojego dzieciństwa. Co jeszcze się w nim pojawiało? Chyba jesteśmy pokoleniem „Króla lwa”. Czy to też twój film młodości?

U mnie pojawiała się „Seksmisja”, „Kłamca kłamca” czy „Naga broń”. Jestem typem człowieka, który lubi głównie żyć i cieszyć się z życia, więc nie oglądam rzeczy smutnych i poruszających. Optymizm i ładowanie się dobrymi treściami. Od kilku lat świadomie usuwam z mojego życia rzeczy, które są dołujące. Nie oglądam telewizji czy wiadomości. Wiem, że to mi nie służy i po prostu pewnego dnia poczułam, że muszę pozbyć się takich treści z mojego otoczenia. Nawet zapoczątkowałam modę w mojej kamienicy, wynosząc książki, które w swoim tytule czy treści miały strach i lęk, na korytarz z karteczkę, że je oddaję i życzę miłej lektury. Kolejnego dnia pojawił się książki innej osoby i teraz czasami mogę znaleźć coś dla siebie.

Źródło: TVN

Oglądasz pozytywne rzeczy, ale zdarza ci się płakać na filmach?

Notorycznie. Jestem bardzo wrażliwą osobą. Potrafi wzruszyć mnie uśmiech starszej pani, która idzie z wózeczkiem i mówi „śliczna chusteczka” albo na jednym z moich ostatnich ulubionych programów „Down the road”. Teraz pochłonęło mnie „Sanatorium miłości”. Kocham obserwować ludzi i patrzeć, jak ludzie 65+ robią coś po raz pierwszy. 

A jaki film przyniósł ci najwięcej radości?

We wszystkim doszukuję się życia i o nim chcę opowiadać, dlatego zastanawiam się między „Ameryką” i „Miłość jest wszystkim”. Ten pierwszy był doskonałym przeżyciem. Przez 9 dni, podczas których realizowaliśmy zdjęcia, cały czas się śmialiśmy. Naprawdę myślałyśmy z Martą Mazurek, że dostaniemy nagrodę Darwina. Nie mogłyśmy przestać się śmiać ze wszystkiego. Byłyśmy zmęczone po 12 godzinach na planie, a humor nas nie opuszczał. 

A jaki reżyser najbardziej cię przyciąga?

Kiedyś był to Wojtek Smarzowski. Lubiłam cierpieć i potrzebowałam go, by móc znaleźć zewnętrzne ujście. To była furtka do przeżywania własnego zatopionego cierpienia. Uwielbiałam też Tima Burtona z tym jego dziwnym i malowniczym językiem obrazu.

Kto powinien zrobić film o tobie?

W ogóle nie pomyślałabym, że można zrobić o mnie film. Jeśli już miałabym wybierać, to chciałabym, żeby to był po prostu dobry człowiek.

Related Posts

Sad dziadka czyli Wołyń ujęty zupełnie inaczej niż nas przyzwyczajono. Rozmawiamy z reżyserem...

Wystąpiła w wielu znanych serialach telewizyjnych, takich jak „Belfer” czy „Barwy szczęścia”. W...

„Nie myślę o „Słoniu” jako o filmie prowokacyjnym albo moralizatorskim. To czuła i delikatna...

Leave a Reply