Zachwyciła debiutem w „Córce trenera” i niemal natychmiast została okrzyknięta jedną z najciekawszych aktorek młodego pokolenia. Karolina Bruchnicka opowiedziała nam o filmach, na których płacze i czego szuka w kinie.
Czym dla ciebie jest kino?
Karolina Bruchnicka: Kino jest dla mnie podróżą do innych rzeczywistości.
Czego szukasz w kinie?
Prawdy. W kinie najbardziej interesują mnie ludzie. Lubię takie filmy, które w lekki sposób potrafią opowiedzieć o najcięższych tematach. Takie, które stawiają mnie w roli podglądacza. Bardzo zwracam uwagę na soundtracki w filmach, te z „Broken flowers” lub „Tylko kochankowie przeżyją” Jarmuscha to mistrzostwo. Uwielbiam sceny tańca. I tak ostatnio zachwyciła mnie ta z „Fugi” czy końcowa sekwencja „Westernu”. Chociaż moim faworytem jest scena do „Porque te vas” z filmu „Nakarmić kruki”.
Czy jest film, do którego wracasz?
Jest ich kilka – „Debiutanci”, „Toni Erdmann”, „Broken flowers”, „Wszystko gra”. „Moja miłość”to jest film, który oglądam z moją przyjaciółką średnio dwa razy do roku. Uwielbiam również „Między słowami” Sofii Coppoli. Pamiętam, że kiedy trzy lata temu pojechałam do Tokio, to pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było zobaczenie tego filmu. Chodziłam śladami bohaterów. Poza tym lubię zwiedzać miasta w ten sposób, w towarzystwie bohaterów filmów czy książek. W Tokio często towarzyszył mi Murakami.
Ulubiony film z dzieciństwa?
„Poszukiwany, poszukiwana”. Bardzo często oglądałam ten film z moim tatą. A po raz pierwszy byliśmy razem w kinie na „W pustyni i w puszczy”.
Na jakim filmie ostatnio płakałaś?
Na „Happy Together” Wong Kar Waia. Wcześniej miałam miesiąc oglądania sportowych filmów, ponieważ przygotowywałam się do pracy magisterskiej o zależnościach między sportem a aktorstwem. Z tego okresu na pewno „Za wszelką cenę” z Hilary Swank – jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak przygotowała się do roli. Z polskich produkcji ostatnie, które wzruszyły mnie najbardziej, to „Dzikie róże” Anny Jadowskiej i „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego.
Jest taki film, którego wolałabyś nigdy nie widzieć?
Z każdego filmu wyciągam coś dla siebie. Nigdy nie wyszłam z kina, nigdy nie zasnęłam na filmie. Pracując przy filmie, wiem, jakie to jest zaangażowanie i wysiłek, dlatego z szacunku do twórców zawsze staram się być uważna. Mam swoje ulubione momenty lub punkty zaczepienia w filmach, które nie do końca są moimi faworytami.
Jaki film ostatnio zapadł ci w pamięci?
„Kafarnaum”. Jest to produkcja, której nie umiem postrzegać w kategoriach filmu. Wzbudził we mnie bardzo silne emocje, nie umiałabym rozłożyć go na czynniki. Na chłodno odpowiedzieć, co mi się w nim podobało, a co nie.
Co jest twoim filmowym drogowskazem?
Interesuje mnie kino, gdzie nic nie jest podane na tacy. Szczegóły, które mogą powiedzieć więcej niż wielka narracja.
Jaki jest idealny film na smutny dzień?
„Berlin, Barcelona”. Idealna opowieść, żeby jeszcze trochę się dobić. To film o niespodziankach i bynajmniej nie chodzi o niespodziankę urodzinową, o której mowa w streszczeniu fabuły. To opowieść o różnych punktach widzenia.
Kto powinien wyreżyserować film o tobie?
Łukasz Grzegorzek, który wie o mnie bardzo dużo za sprawą naszej wspólnej pracy. Zauważa rzeczy, których ja sama nie widzę.