82.Międzynarodowy Festiwal w Wenecji rozpoczął się od spotkania z włoskim twórcą. Paolo Sorrentino nieprzerwanie rozprawia o przemijaniu i odchodzeniu. Lido powoli wypełnia się gwiazdami, a reżyser “Wielkiego piękna” we wspaniałej oprawie mówi o rozpaczy i żalu za nieprzepracowaną stratę.

Paolo Sorrentino zaprasza na rozważania o zakończeniach, ciężarze, lekkości i pożegnaniach. “La Grazia” z gracją szuka odpowiedzi na egzystencjalne pytania i z melancholią rozprawia o żałobie. To kino smutku, wątpliwości i refleksyjności, które zatapia się w dźwiękach muzyki klasycznej i techno.

Kadencja prezydenta Włoch (Toni Servillo) dobiega końca. Zostało sześć tygodni, gdy Mariano De Santis musi ustąpić z urzędu. Przed nim ostatnie decyzje i ustawy do podpisania – na stole pojawiają się dwa akty łaski i ustawa o eutanazji. Rozważania nie będą należały do najprostszych, a w rozmowy zostanie zaangażowanych kilka osób: córka, sekretarz stanu, osobisty ochroniarz i papież. Gdyby tego jeszcze było mało De Santisa od lat nurtuje jedno pytanie, które na zakończenie jego zawodowej drogi przybiera na sile. Z kim przed 40 laty jego żona miała romans. Wszystkie te pytania i obowiązki go przytłaczają, sprawiając, że życie staje się bolesnym ciężarem. De Santis z zazdrością spogląda w kosmos, gdzie jeden z włoski astronautów może cieszyć się lekkością i brakiem grawitacji. Ta nieznośna lekkość bytu jest czymś, na co prezydent spogląda z utęsknieniem.


Sorrentino uderza w poważne tony o przemijaniu i prawie do samodzielnego podejmowania decyzji. “La Grazia” prowadzi moralne rozważania, ale nie jest zaangażowanym filmem o eutanazji. De Santis nie potrafi z łatwością opowiedzieć się po którejś ze stron, rozumiejąc racje zarówno za, jak i przeciw. Sprawy o łaskę korespondują z jego rozważaniami, pokazując ekstremalne przypadki zabójstwa – kobieta, która zamordowała śpiącego przemocowego męża i mężczyzna, który pozbawił życia swoją cierpiącą na Alzheimera żonę.


U schyłku swojej kariery prezydent może zrobić coś postępowego. Przez współpracowników nazywany “reinforced concrete” (żelbeton) uchodzi za trzymającego się dawnych praw, który z niechęcią podchodzi do reform. I choć jako prezydent powinien patrzeć w przyszłość narodu, sam przede wszystkim skupia się na resentymentach. Ze słuchawkami na uszach zatopiony w dźwiękach rapu rozpamiętuje przeszłość, która nieprzerwanie dręczy go lat. Zdaje się, że największa łaska, jaką może dać De Santis to ta wobec siebie i swoich oczekiwań i wątpliwości.


Sorrentino wraca “La Grazia” na dobre tory. To komedia doprawiona nutką melancholii. Choć nie ma w niej takiej brawury, jak w “Wielkim pięknie”, zdarzają się momenty warte zapamiętania. Mariano De Santis odchodzi w dobrym stylu, pokazując, że warto niektórym kwestiom poświęcić więcej czasu.

Related Posts

Społeczeństwo coraz bardziej się radykalizuje — to fakt. Demokratyczne rozwiązania przyniosły...

Chopin, Chopin Michała Kwiecińskiego to kino ostatniej drogi. To opowieść o pożegnaniu z...

Wyzysk pracowników to nie tylko temat znany z amerykańskich filmów o granicy Stanów Zjednoczonych...

Leave a Reply