Film historyczny i sportowy w jednym to brzmi jak ryzykowny pomysł. Maciej Barczewski opowieść o polskim pięściarzu Tadeuszu „Teddym” Pietrzykowskim ubiera w gatunkowe ramy, zachowując przy tym wielki szacunek do opowiadanej historii. Mistrz staje się filmem o człowieczeństwie i walce o zachowanie godności w czasach, kiedy nie było o to łatwo.

Przeczytaj także: Żużel

Film Barczewskiego to opowieść ku pokrzepieniu serc, która prowokuje do zastanowienia się, czy obrazy cierpienia w Auschwitz można połączyć z imponującymi inscenizacjami sportowymi. Gatunkowa otoczka przyświecająca historii od zera do bohatera mogłaby nieco uwierać w otoczeniu brudu wojny i nieludzkiego cierpienia obozu zagłady. Tymczasem Mistrzowi udaje się sprawnie połączyć te dwa światy, by pokazać siłę zwykłego człowieka w obliczu dehumanizacyjnego koszmaru. Barczewski nie upiększa rzeczywistości, ale wyłapuje z niej te elementy, które dają nadzieję i siłę, by stawiać czoła kolejnym dniom w zamknięciu.

Tadeusz Pietrzykowski (Piotr Głowacki) trafia do Auschwitz na samym początku jego istnienia. Wraz z współwięźniami przygotowuje obóz na przybycie setek tysięcy ludzi skazanych na śmierć w komorach gazowych. Wychudzony i zapadnięty w sobie zostaje rozpoznany przez jednego z kapo, który podsuwa dowództwu pomysł organizacji obozowych walk bokserskich, rozrywki dla znudzonych niemieckich oficerów. „Teddy” trafia na ring, gdzie nie będzie walczył o kolejne mistrzowskie tytuły, ale przede wszystkim o godność. 

Przeczytaj także: Prime Time

Mistrz Barczewskiego bardzo sugestywnie opowiada o rzeczywistości Auschwitz. Pietrzykowskie przygląda się wszystkiemu, co wokół niego się dzieje. Wyłapuje wiele szczegółów i choć nie wszystko jest widzialne dla oczu, przerażająco zaznacza się na ścieżce dźwiękowej. Bohaterowi towarzyszą krzyki dobiegające z komory gazowej czy huk nadjeżdżających pociągów. Groza nie opuszcza nas ani na chwilę, a to również za sprawą zdjęć Witolda Płóciennika. Podkreśla on strach i brud obozu, ale bez nadmiernego epatowania przemocą. Z kolei na ringu świadomie przygląda się bohaterowi i daje przestrzeń na pokazanie bokserskiego choreografii.

Piotr Głowacki pokazuje, że jest aktorskim kameleonem. Wychudzony, ale świetnie przygotowany fizycznie do bokserskich pojedynków pokazuje bohatera, który pełen determinacji odnajduje w sobie siłę, by patrzeć w przyszłość i z pokorą przyjmować codzienność. Jego Pietrzykowski emanuje spokojem, opanowaniem i psychiczną siłą, choć jego ciało co chwilę jest poddawane strasznym wyzwaniom. Z ekranu spogląda na nas wyczerpany fizycznie człowiek, w którego oczach wciąż tli się niesamowite światełko nadziei i woli walki. 

Przeczytaj także: Magnezja

Mistrz wypada wiarygodnie i ożywa za sprawą Piotra Głowackiego i Grzegorza Małeckiego w roli sadystycznego Rapportführer. Na pochwałę zasługuje również zrealizowanie filmu w oryginalnych językach, skupiając się na wiarygodności i realizmie opowiadanej historii. Barczewski tworzy dobre kino ku pokrzepieniu serc, pokazując, że nawet w najgorszych czasach walka o zachowanie człowieczeństwa miała sens. 

daję 6 łapek!

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply