-daję 5 łapek!
Japonia w 1989 roku przypomina zwyczajne europejskie miasto. Choć klimatyczne budynki i przepiękna natura tworzą uroczą aurę obcowania z czymś wyjątkowym, Ptak, który zwiastował trzęsienie ziemi dość szybko wpada na mielizny błahego scenariusza. Oryginalny neo-thriller zrealizowany dla Netflixa to niewykorzystany potencjał, papierowe postaci i łopatologiczne budowanie nastroju.
Przeczytaj także: Anihilacja
Lucy (Alicia Vikander) jest emocjonalną uciekinierką ze Szwecji. Widzimy, że niesie na swych barkach ciężar przeszłość, który nie tyle pragnie zrzucić, co dostojnie dźwigać przez resztę swojego życia. Japonia stanowi dla niej nowy dom, w którym dość skutecznie się odnalazła. Biegle włada językiem, gra na wiolonczeli i codziennie chodzi do pracy. Jej pozornie poukładane życie staje się pełne emocji – przynajmniej głęboko skrywanych – gdy na horyzoncie pojawia się przystojny fotograf (Naoki Kobayashi). Zauroczenie przybiera na silne, kiedy do ich towarzystwa dołącza radosna Amerykanka Lily (Riley Keough). Zazdrość, pozory i emocjonalny trójkąt przejmują kontrolę nad sytuacją, a Lucy Fly staje się podejrzana o zabójstwo przyjaciółki.
Wash Westmoreland stara się budować nieustanne napięcie i atmosferę grozy. Mamy odczuwać podskórne dreszcze, oczekiwać gdzieś za rogiem zła, które wykolei pędzący pociąg wzajemnych fascynacji. Tymczasem jedyną rzeczą, którą otrzymujemy to interesujące zdjęcia i nachalnie ilustracyjna muzyka. Umęczona Alicia Vikander stara się budować swoją postać z niepewności i głębokich rys, ale szybko zostaje przyćmiona przez banalne rozwiązania scenariuszowe. Na próżno szukać głębi w przedstawionych bohaterach, każda postać wydaje się płaska i pozbawiona emocji. Drobne momenty pęknięcia nie przynoszą rezultatu, bo w oczekiwaniu na odrobinę akcji zdążyliśmy już kompletnie się znudzić. Szkoda, że potencjał na intrygujący trójkąt zatopiony w przedziwnych motywacjach został zmarnowany.
Przeczytaj także: Zabójczy rejs
Ptak, który zwiastował trzęsienie ziemi mógł być opowieścią o traumach przeszłości, które prowadzą do alienacji i nieumiejętności budowania zdrowych relacji. Niestety przez swoją nachalną tajemniczość traci swój potencjał. Westmoreland potrafi z uwagą przyglądać się bohaterom, co pokazał już w Motyl Still Alice czy Colette, ale jego filmy zyskują dzięki aktorskim popisom. Choć Vikander robi co może, nie udaje jej się wyjść poza jednostajny nastrój i monotonną apatię. To klimatyczna opowieść, o której bardzo szybko się zapomni.