Kampowy romans, w którym nie wszystko można brać na serio? Rebecca Miller ponownie eksploruje temat miłości, zapraszając nas do pełnego różnorodności Nowego Jorku. She Came to Me bawi się swoją formułą, czasami wpada w przerysowanie, ale przede wszystkim jest ciepłą opowieścią o poszukiwania szczęścia.

Patricia (Anne Hathaway) jest bogatą psycholożką, która skrywa miłość do Boga. Steven (Peter Dinklage) to jej mąż, który jest uznawany za jednego z najbardziej kreatywnych współczesnych twórców opery. Obecnie zmaga się z kryzysem twórczym. Do tego mamy nieco szaloną Katrinę (Marisa Tomei), która mieszka na statku i jest uzależniona od miłości, i zakochanych w sobie do szaleństwa nastolatków Terezę (Harlow Jane) i Justina (Evan Ellison). Uczuciowe zawirowania unoszą się w powietrzu. Jedna mała decyzja może doprowadzić bohaterów do tragedii albo upragnionego szczęścia.

Przeczytaj także: Eileen

She Came to Me nie traktuje wszystkiego na poważnie, miłosne zawirowania bierze w nawias, dodając im specyficznego humoru. Nie wszystkich kupi taka wizja miłości. Bohaterowie są uroczy w swojej naiwności i zagubieniu. Zdają się ciągle błądzić między rzeczywistością a swoimi oczekiwaniami. Jawią się niczym postaci tragiczne z oper wystawianych przez X. Nie bez przyczyny kompozytor czerpie inspiracje z życia, przenosząc własne doświadczenia na scenę. Dla Miller życie to opera, w której pełno jest podniosłych, ale i tragicznych wydarzeń. Na scenie emocje wybuchają ze zdwojoną siłą, dają przestrzeń na to, co zostaje stłumione w prawdziwym życiu.

Film Rebeki Miller to też szczególna opowieść ze względu na amerykański debiut Joanny Kulig. Choć aktorka dostaje stereotypową rolę polskiej sprzątaczki, trzeba przyznać, że świetnie odnajduje się w towarzystwie hollywoodzkich gwiazd. Tworzy postać emigrantki, która musi wybrać między szczęściem swojej córki a posłuszeństwem wobec męża. 

She Came to Me ma ciekawy koncept i dobrze zarysowanych bohaterów, którzy niestety nie dostają przestrzeni, by w pełni wybrzmieć. Miller stoi w rozkroku między byciem poważną i lekko szaloną. Jej fabuła dryfuje gdzieś pomiędzy zachowawczymi a nietuzinkowymi rozwiązaniami, przez co staje się mdła. To kolejna oda do miłości, która mogła mieć w sobie ogromne porywy serc i dylematy nie do rozwiązania. Tymczasem amerykańska reżyserka jest zbyt powściągliwa, by powiedzieć coś nowego. 

daję 5 łapek!

Related Posts

„A Different Man” Aarona Schimberga z łatwością mógł stać się nowym filmowym odczytaniem „Pięknej...

Gangster składa ambitnej prawniczce propozycję nie do odrzucenia. Kobieta wyrusza na misję, która...

Piętno znanego nazwiska może ciążyć, paraliżować, bądź prowokować do działania. Simona Kossak...

Leave a Reply