Kino to zjawisko niezwykle różnorodne. Trudno dokonać jednoznacznych klasyfikacji, a badacze i historycy kina od kilku dziesięcioleci prowadzą dyskusję na temat przebiegu rozwoju światowej kinematografii. O ile zjawisko powstania filmu obejmuje szereg wydarzeń, twórców oraz jest bogate w konteksty historyczne, społeczne i ekonomiczne, człowiek stara się uprościć tą mieszankę faktów i wniosków. Najłatwiej można tego dokonać przez podziały czy kategoryzacje. Choć na świecie istnieje wiele, bardzo różnych, kinematografii, które posiadają odrębne charakteryzacje, na potrzeby moich rozważań chciałabym się skupić tylko na dychotomii pomiędzy kinem europejskim – głównie rozumianym jako kino autorskie i artystyczne – i kinem amerykańskim – w niezwykłym uproszczeniu ograniczone do produkcji z Hollywood.
Kino – co czy jak?
Główny nurt historii kina zajmuje się chronologicznym uporządkowaniem przełomowych wydarzeń. Skupia się na rozwoju filmu przez wprowadzanie innowacyjnych rozwiązań, takich jak montaż równoległy czy wykorzystywanie „sztuczek montażowych”, z których słynął Georges Melies. Filmoznawstwo jest oparte na narracyjności, wszędzie szuka opowieści. A czasami chodzi o efekt „wow”, czyli zaskoczenia i wstrząsy, obliczony na zachwyt widza. Tworzone dzieła należą do X Muzy, a w konsekwencji są postrzegane jako forma artystyczna, zorientowana na tekst i podatna na analizy. W tym kontekście od lat funkcjonuje kino europejskie obecne na licznych festiwalach i przeglądach filmowych. Wizyta w kinie staje się ucztą nie tylko dla zmysłów, ale zaspokaja intelektualne potrzeby widza, który jest w pełni świadomy stawianych mu wymagań. Takie kino opowiada i angażuje prezentowaną treścią. W tym nurcie nie tyle liczy się „jak”, ale „co”.
Dla mnie historia kina to przede wszystkim nazwiska twórców i wynalazców, podniosła atmosfera Sztuki przez duże „S”, która stawia je w elitarnym nurcie. Pomimo tego że sale kinowe są otwarte dla wszystkich, mamy świadomość, że nie każdy będzie się dobrze czuł, oglądając nowy film Terrence’a Malicka czy Pablo Larraina (choć jego ostatni romans z Hollywood pokazuje, że można z powodzeniem połączyć kino autorskie z rozrywkowym). Historię tworzą produkcje pokazywane – i zwyciężające – na festiwalu w Cannes, Wenecji czy Berlinie. Jednak czy „Zimowy sen” Nuri Bilge Ceylana albo „Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu” Roya Anderssona są w stanie przyciągnąć do kin milionową publiczność?
Kino jarmarczne początkiem kino rozrywki
Trzeba pamiętać, że nie zawsze kino istniało jako kultura wyższa (obecnie funkcjonuje w tym rozumieniu w wąskich kręgach zapalonych kinofliii). Początkowo funkcjonowało jako atrakcja, kino jarmarczne, a slapstickowe scenki rodzajowe odniosły spore sukcesy. Stąd powodzenie filmów George Melies, produkcji z Roscoe „Fatty” Arbuckle czy Harolodem Lloydem. Kino nie było autonomiczne i podlegało wpływom innych mediów oraz sfer kultury – stanowiło pokaz magiczny, towarzyszyło teatrom variete czy wodewilowi. Z biegiem lat wykształciły się indywidualne głosy, które wpływały na pozostałych. Trudno jednak zweryfikować, czy tak rzeczywiście było. W końcu film nie jest zawieszony w próżni, a na jego kształt, jak i odbiór ma wpływ szereg czynników. Stąd w latach 70. nastąpił zwrot w stronę innego sposoby badania, czym jest kino i w jakich sposób się kształtowało. Powstała Nowa Historia Kina, a badacze zaczęli patrzeć na kino w szerszym kontekście, włączając w to tło historyczne, przemiany społeczne i ekonomiczne.